Dziś znowu będę pisać o trudnych sprawach (dlaczego ja?). Tak wyszło, że jest listopad, choróbsko nie odpuszcza, a na świecie dzieją się złe rzeczy. Co prawda jakoś sobie z tym radzę na mniejszą skalę, np. przytulając kotki (czy tego chcą, czy nie), pijąc herbatę z prądem i pacząc śmieszne rzeczy w necie, ale Weltschmerz nadal mnie gniecie.
Przygotowując trzysetną notkę, przeglądałam różne stare wpisy i znalazłam post sporządzony osiem lat temu z okazji Święta Niepodległości. Jak zapewne powie wam wielu wybitnych filozofów z Paolo Coelho na czele, przez 8 lat wiele się może zmienić.
Nie śledzę już polskiej muzyki. Co prawda chodzę na koncerty polskich zespołów, które przyjeżdżają do Dublina, ale to wszystko są starocie, których słuchałam w liceum (np. Illusion w maju, to był piękny wieczór). Można powiedzieć, że zrobiłam się bardziej "światowa" i teraz bardziej doceniam muzykę obcą, a konkretnie metal (oczywiście Vaderem, Behemothem i Decapitated nie pogardzę, ale śmiem twierdzić, że metal nie ma narodowości - jest wykonywany i kochany na całym świecie, każdy zespół ma szansę zaistnieć jeżeli tylko jest dobry, nawet jeżeli nie wykonuje piosenek po angielsku).
Polskie kabarety przestały mnie bawić. Może po części dlatego, że zrobiły się takie masowe. Kiedyś były tylko Potem i KMN, a teraz nie sposób ich wszystkich spamiętać. Kiedyś numer kabaretowy był rarytasem, który oglądało się po parę (-naście) razy, teraz ramówki telewizyjne są zawalone kabaretonami. Dowcipy są albo koszmarnie płaskie, albo seksistowskie.
Jeśli już o KMN mowa, to widziałam ich w Dublinie jakieś 2 lata temu, w składzie ze Stużyńską. Albo oni się wypalili, albo moje poczucie humoru zrobiło się niekompatybilne.
Jeśli już o KMN mowa, to widziałam ich w Dublinie jakieś 2 lata temu, w składzie ze Stużyńską. Albo oni się wypalili, albo moje poczucie humoru zrobiło się niekompatybilne.
Polskie filmy chyba raczej nie upadły pod względem jakości, ale bardzo trudno jest mi je śledzić, bo do Dublina docierają tylko takie superprodukcje jak "Smoleńsk" (na szczęście udało mi się zobaczyć też "Bogów" i film o Wałęsie). Raz do roku jest festiwal, ale połowa repertuaru to ramoty pokroju "Człowieka z żelaza", a druga połowa to jakieś nowinki i bilety na nie rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
W ogóle jest to duży minus mieszkania w Dublinie - za dużo w nim ludzi. Bilety na koncerty rozchodzą się w 5 minut, znalezienie wolnego roweru miejskiego w piątkowy wieczór graniczy z cudem, autobusy czasami nie zabierają nowych pasażerów, bo są wypakowane po brzegi itp.)
W ogóle jest to duży minus mieszkania w Dublinie - za dużo w nim ludzi. Bilety na koncerty rozchodzą się w 5 minut, znalezienie wolnego roweru miejskiego w piątkowy wieczór graniczy z cudem, autobusy czasami nie zabierają nowych pasażerów, bo są wypakowane po brzegi itp.)
Z literaturą jest chyba najlepiej, ale mam to szczęście, że jestem w ciągłym kontakcie online z ludźmi, którzy dużo czytają i nie brzydzę się e-bookami, więc publio zawsze mi coś ciekawego podsunie.
Prawda jest taka, że zdystansowałam się bardzo do kraju ojczystego i jego spraw. Z jednej strony trochę działam w partii Razem, staram się być na bieżąco z wiadomościami, głosuję, czytam nowoczesną literaturę, ale tak naprawdę coraz mniej we mnie Polski.
Jeden powód jest taki, że zaprzątają mnie bardziej lokalne/codzienne sprawy i zwyczajnie nie mam czasu śledzić polskiego szołbizu i oglądać bzdetów. Nie czytam pudelka, szkoda mi nawet czasu na rozmowy o tym, co robią polscy celebryci (irlandzcy też).
Książki, które ostatnio przeczytałam. Obczajcie, ilu polskich autorów. To nie jest przypadek. |
Prawda jest taka, że zdystansowałam się bardzo do kraju ojczystego i jego spraw. Z jednej strony trochę działam w partii Razem, staram się być na bieżąco z wiadomościami, głosuję, czytam nowoczesną literaturę, ale tak naprawdę coraz mniej we mnie Polski.
Jeden powód jest taki, że zaprzątają mnie bardziej lokalne/codzienne sprawy i zwyczajnie nie mam czasu śledzić polskiego szołbizu i oglądać bzdetów. Nie czytam pudelka, szkoda mi nawet czasu na rozmowy o tym, co robią polscy celebryci (irlandzcy też).
Po drugie - dostępność. Gdyby polskie seriale były na Netflix, to może coś tam by mi się udało obejrzeć, ale niestety, jestem skazana na polskie strony, które kiedyś mnie nie wpuszczały z powodu zagranicznego IP, więc olałam temat.
Ale gdyby jakiś brat lub siostra w emigracji miał na to jakiś sposób, to zapraszam do podzielenia się w komentarzach.
Po trzecie - ludzie, głównie w internetach. I dare you, posłuchajcie sobie takich tekstów warzyliony razy (najczęściej w okolicach wyborów) i miejcie jeszcze choćby ułamek dobrej woli:
- Nie mieszkasz tutaj, nie płacisz podatków. - Czy to znaczy, że bezrobotni i milionerzy nie powinni głosować? Oni też nie płacą.
- Nie mieszkasz tutaj, nie znasz realiów. - Wiele się w Polsce musiało zmienić od mojego wyjazdu, czy teraz każdy mieszkaniec RP dostaje kryształową kulę, która przepowiada mu przyszłość i pozwala widzieć wszystkich i wszystko?
- Wypierdoliłaś z Polski, powinnaś oddać pieniądze za studia. - Spoko. A polski rząd niech odda podatki, które poszły na mój uniwerek z zarobków moich i moich rodziców. I za kredyt studencki, który spłaciłam dopiero jakieś 4 lata temu. Skoro już się mamy "liczyć jak Żydzi"...
- Pojechała pracować na zmywak i zadziera nosa. - Znaczy co, mam oddać za studia, które za granicą zapewniły mi zaledwie robotę na przysłowiowym "zmywaku"? LOL. Na "zmywaku" nigdy nie pracowałam, w ogóle odkąd jestem w Irlandii nigdy nie pracowałam w innym niż wyuczony zawodzie. Ale nawet gdybym pracowała jako pomywacz, to co w tym złego? Żadna praca nie hańbi. Oprócz posady w PiSie.
Po czwarte, polityka. Nie będę się rozwodzić nad tematem, powiem tylko, że zaczynam się poważnie bać o swoje bezpieczeństwo, kiedy jestem w Polsce. Ludzie o mentalności twórców Red Watch mają teraz takie używanie w mediach i polityce, że nie wiadomo, na czym poprzestaną. Jako kobieta, feministka, ateistka, zwolenniczka dostępu do aborcji i osoba o poglądach lewicowych na gospodarkę mogę zostać zglanowana przez kogokolwiek. Na parę miesięcy musiałam sobie urwać od facebooka, bo ilekroć wchodziłam, to atakowało mnie polactwo w feedzie. Jest mi wstyd, że mam cokolwiek z takimi osobami wspólnego, choćby było to coś, na co nie mam wpływu, czyli kraj pochodzenia.
Jest mi przykro. Mam wielki sentyment do Polski, ale po prostu nie mogę jej już kochać tak, jak kiedyś. Nie drążąc w szczegółach, już niebawem moje połączenie z krajem będzie jedynie sentymentalne, i choć trochę mi markotno, to wiem, że tak być musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz