piątek, 6 czerwca 2014

Nie pier*ol

Ulało mi się. Z wyrazami.



Staram się nie pisać notek o poważnych rzeczach, ale tym razem czuję, że nie mogę milczeć i dla tej sprawy jestem gotowa wystawić się na ataki hejterstwa.

Na mojej fejsbukowej ścianie od dwóch dni króluje temat bardzo szczerego wywiadu z Justyną Kowalczyk, w którym bez ogródek opowiada ona o walce z prześladującą ją od trzech lat depresją. Na szczęście moi internetowi znajomi to w zdecydowanej większości ludzie światli i otwarci, którym nie trzeba tłumaczyć takich rzeczy, ale komentujący na gazeta.pl czy pod postami znajomych na fb to jakaś inna, wprawiająca mnie w stupor część ludzkości. I tejże części ludzkości notkę niniejszą dedykuję.

Zacznijmy od tego, że depresja ISTNIEJE i jest chorobą. Pojawia się wtedy, kiedy na skutek długotrwałego stresu chory zaczyna odczuwać niedobór noradrenaliny i serotoniny. Są to substancje naturalnie produkowane przez nasz organizm i w normalnych sytuacjach wystarcza to, co potrafimy zrobić sami. Problem polega na tym, że w wyniku długotrwałego stresu, chory niemalże nieustannie ma napięte mięśnie i zużywa zapasy szybciej, niz potrafi wyprodukować. To duże uproszczenie, ale tak to z grubsza wygląda. Chciałam tylko przez to powiedzieć: to nie jest coś, co dzieje się tylko w głowie delikwenta, to nie jest wymyślona dolegliwość. To bardzo konkretne, fizyczno-chemiczne zaburzenie organizmu. Ma bardzo konkretne objawy somatyczne. Nie pierdol, że to tylko kwestia stanu umysłu.

Źródło:  http://www.robot-hugs.com/helpful-advice/
Tłumaczenie z angielskiego mojego autorstwa (tak, wiem, widać).


Depresja nie znika tylko dlatego, że już jej nie chcemy. Tak? Mam wychodzić częściej z domu? Chętnie bym, ale po trzystu metrach jest zmęczona, jakbym przebiegła maraton, bolą mnie nogi i nie mogę złapać tchu. Mam coś ze sobą zrobić? Nie mogę, spałam tylko 12 godzin i czuję, że muszę więcej.  Bo jestem zmęczona. Chętnie bym pojawiła się na spotkaniu/imprezie/zajęciach/w pracy, ale nie mogę się podnieść z łóżka. Dosłownie, nie mam siły się podnieść. Albo podniosłam się i tak zakręciło mi się w głowie, że musiałam znowu się położyć. Albo już byłam ubrana i gotowa do wyjścia, po czym dostałam rozstroju żołądka. Albo zaspałam, bo jestem zmęczona i dużo śpię. Mówisz, że się nie postarałam i że to ze złej woli? Nie mieszkasz w moim ciele i gówno wiesz o tym, jak się czuję, więc nie pierdol.


Depresja została wynaleziona, żeby sprzedać więcej leków? Orly? Wyobraź sobie, że leki antydepresyjne udostępnia nam nawet sama natura, i to w zasadzie za darmo: światło słoneczne (pomocne w zimowej depresji sezonowej),  magnez, witaminy z grupy B, fosfor. Wyciąg z dziurawca jest naturalnym antydepresantem, dostępnym bez recepty w byle sklepie zielarskim (kiedyś nawet w zwykłych sklepach spożywczych, ale ostatnio nie zaobserwowałam; na dziurawcu właśnie jest oparty polski lek antydepresyjny dostępny bez recepty, Deprim). Gdyby ktoś naprawdę nie chciał dać zarobić koncernom farmaceutycznym, to może zwalczać depresję sposobami naturalnymi. Ale pigułami szybciej i efektywniej, a czasami ktoś jest w tak złym stanie, że trzeba działać szybko. Więc nie pierdol, że jest w tym jakiś spisek.
To się nazywa postęp. Dzięki któremu np. gotujesz na gazie/kuchence elektrycznej, zamiast rąbać drwa do pieca.

miło by było, c'nie
Mówisz, że depresja dotyka słabych psychicznie. No, teraz to pierdolnąłeś. Co to znaczy "słaby psychicznie"? Czym się mierzy siłę psychiczną? Czy są jakieś odżywki na sterydach, od których człowiek robi się silniejszy psychicznie? A może dieta wysokobiałkowa?
Nikt nie jest słaby psychicznie. Każdy jest słaby psychicznie. Są w Twoim życiu ludzie, dla których zrobisz wszystko - o cokolwiek Cię poproszą, zrobisz to bez mrugnięcia okiem. Są też ludzie, których starasz się zadowolić, czasem wbrew sobie, bo Ci zależy na ich dobrej opini. Czasami stulisz dziób, zamiast kruszyć kopie, bo nie masz odwagi/zależy Ci na tej pracy/nie chcesz zranić drugiej osoby (niepotrzebne skreślić). Gratuluję, jesteś miękką fają.

Czasami bywa tak, że ktoś potrafi udźwignąć wielki plecak ze stelażem i wędrować z nim po górach, potrafi donieść do domu zakupy na tydzień dla całej rodziny i robi pompki na jednej ręce. Ale mimo to nie podniesie sam trzydrzwiowej szafy. Czy to znaczy, że jest słaby? Nie. To znaczy, że jego siła fizyczna ma swoje ograniczenia. Które objawiają się dopiero, kiedy nasz siłacz próbuje podnieść szafę. A teraz zamień ciężar fizyczny na psychiczny (rodzina, praca, zawody sportowe, studia itp.). Tu też masz swoje ograniczenia i czasem nie wiesz, gdzie one są.
A że mam szafę trzydrzwiową zamiast drążka na ciuchy? Mam dużo rzeczy i muszę je gdzieś pomieścić, a poza tym szafa mi się podobała i chuj Ci do tego. Nie pierdol, że zamiana szafy na jeden stalowy drążek zaspokoi moje potrzeby, bo ich nie znasz.
Z czasem może będę miała mniej rzeczy i będę mogła pozwolić sobie na mniejszą szafę. Ale to się nie stanie w pięć minut.

Przecież każdy bywa smutny, więc o co mi chodzi? Ty przecież też jesteś czasem smutny.
Depresja to nie jest smutek "czasem". W depresji jesteś smutny ZAWSZE. Robisz coś, co lubisz - jesteś smutny. Obierasz ziemniaki - jesteś smutny. Oglądasz reklamę proszku do prania i z jakiegoś powodu potęguje ona Twój smutek. Myślisz o czymś kompletnie neutralnym jak tramwaj i Twoje myśli obierają taką ścieżkę, że znowu jesteś smutny. Nawet jak nie myślisz o swoich problemach, to smutek jest. Czasem jesteś też strasznie zły, tak wściekły, że całe szczęście, że nie masz siły walnąć oponenta w pysk. Ale przez 99% czasu nie czujesz NIC. Poza smutkiem. "Czasem" bywasz smutny? Nie pierdol.
Mój kolega raz się popłakał oglądając "Dom nie do poznania". True story.

Inni mają większe problemy - tak, to prawda. Są też tacy inni, którzy nie mają problemów wcale, albo mają ich mniej. To będzie zimne i bezlitosne, ale to jest ten moment, kiedy inni przestają mnie obchodzić. Jest mi smutno (a co nowego, hehe), że jest im źle i że mają problemy, ale ja też mam swoje problemy. Nie można się zamienić na problemy, nikt nie przeżyje mojego życia za mnie i nie rozwiąże moich problemów. Jeżeli tak Cię to piecze, to pomóż ludziom o większych problemach, a mnie już nie pierdol.
Ja akurat nie mam czasu im pomagać. Gdyż muszę iść spać, gdyż jestem zmęczona.

Podobno "nie ma depresji, są tylko muchy w nosie". Nie mam much w domu. Nie pierdol.



"Gdyby miała chłopa/dziecko, to byłaby zdrowa" - powiadają niektórzy. Jak już wspomniałam wyżej, w depresji nie czuje się nic poza smutkiem. A jakoś trudno budować związek na smutku -  przydałaby się miłość, przyjaźń, pociąg seksualny, czułość i wiele innych składników. Ciąża i poród, kiedy nie ma się siły wstać z łóżka? Nie pierdol.

No i wisienka na torcie - pojawiły się komentarze, że Justyna nie powinna była chodzić z tym do gazety, że szuka poklasku, że jest pazerna na sławę, że tylu ludzi ma ten sam problem, a o nich się nie pisze. Po pierwsze, jeżeli tak bardzo jej zazdrościsz, to osiągnij coś w życiu (w końcu jesteś silny psychicznie i w ogóle masz odpowiedzi na wszystko), będą pisać o Tobie gazety, a ty będziesz tak zajęty wywiadami, że przestaniesz pierdolić. Po drugie, ona już jest sławna, bo zdobyła złoty medal na olimpiadzie. Jest taka sławna, że ja, mająca od lat wyłożone na sport profesjonalny, wiem kim ona jest. Gazety chcą z nią gadać, bo jest sławna, a nie na odwrót. Po trzecie, wielu ludzi ma ten sam problem, ale o tym nie opowie nawet na torturach, bo się boi. Boją się szykanów ze strony ludzi takich jak ty, którzy nie potrafią przestać pierdolić.

Morał


Miałeś kiedyś depresję? Jesteś lekarzem psychiatrą lub psychologiem? Nie?
To nie pierdol.

13 komentarzy :

  1. Bardzo, bardzo popieram.
    Choroby i zaburzenia psychiczne mają dwojako złą prasę - albo literacko atrakcyjny nimb szaleńca, który w każdej chwili może zrobić coś STRASZNEGO więc trzeba go odizolować i napiętnować; albo protekcjonalne lekceważenie dla czegoś, co nie ma wyraźnej, fizycznej manifestacji.
    Aspekt biochemiczny umyka ludziom, który słyszą od chorego: "jestem zmęczona/y, nie mam sił, nie widzę sensu". Wydaje im się, że są nadzwyczaj pomocni, odkrywczy i niezastąpieni, gdy dają atrapę porady: "weź się w garść". Jedynym sensownym sposobem odpowiedzi jest wówczas pasywno-agresywne: "sam się weź w garść i przestań mieć nadciśnienie/żylaki/trądzik/łysinę". Ale w rzeczy samej "nie pierdol" jest krótsze i zużywa mniej energii.

    OdpowiedzUsuń
  2. I co mam napisac? Ze masz racje? Ze mnie tez wkurw bierze na tych wszystkich madrych, co wiedza lepiej? Moglabym. Ale jestem zmeczona. Wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli ktokolwiek zapyta mnie o depresję, odeślę do tego tekstu. Wszystko wyjaśnione bez kitu. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry tekst! Popieram w 100%. Zwłaszcza, że ten temat w naszym społeczeństwie jest czymś wstydliwym i nie wypada o tym mówić, a ludzie chorzy są izolowani jakby mieli co najmniej trąd. Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry tekst. A z głupotą ludzką nie wygrasz, a już z tymi wszystkimi komentującymi w Internecie to szczególnie. Najmądrzejsi są, na każdy temat wiedzą wszystko i wiedzą lepiej. I nie tylko przy zrozumieniu tego, że depresja jest chorobą. Słyszałaś o tej zgwałconej 11latce? Mnie pokusiło o przeczytanie komentarzy pod artykułem. I dowiedziałam się, że to jej wina była, bo 11 latki są bardziej zboczone niż 11latkowie. I że to dziwne, że w ciążę zaszła - jak to miała już miesiączkę? I że kręci, bo zgwałcili ją w lutym, a zgłosiła to w czerwcu. I opadły mi nie tylko ręce, ale i cycki i zastanowiłam się, na jakim ja świecie żyję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że to napisałaś. Powiem więcej, jest wiele chorów powiązanych. Ja mam np. reumatoidalną maskę depresji. Biorę prochy na łeb, a ręce mi nie puchną. Gdyby ludzie zechcieli się bardziej nad tym zastanowić, to jest ona przyczyną i skutkiem tego syfu, który się zapętla wokół nas, i może choć przez chwilę zastanowili się nad sobą. I może by sie coś zmieniło w tych zacietrzewionych łbach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z dziurawcem trzeba uwazac, jako ekosreko bezpieczny srodek, ziolka nie chemia, trzeba uwazac w lecie, bo powoduje problemy skorne (fotouczulenia)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się. że osoby publiczne zaczęły mówić szczerze o tym co w powszechnej opinii jest wstydliwe i "zarezerwowane" dla ludzi upośledzonych. To nie my wybieramy sobie depresję. Tak jak nikt nie planuje zachorowania na raka czy inną chorobę, nie wybiera depresji jako wymówki (nie mylić z powszechnym "dołem"). Na pewno zdrowy tryb życia zmniejsza ryzyko zachorowania na choroby cywilizacyjne a higiena psychiczna może ochronić przed depresją. Tyle w teorii a życie pisze swoje scenariusze.
    Jestem (byłam) "twardą babą" i nawet mnie zajęło kilka lat przyznanie się przed samą sobą, że to nie zły nastrój, nawał pracy a właśnie depresja. I postanowiłam, że nie zamknę się z tym w domu. Jeśli z niego nie wychodzę to z powodu choroby a nie wstydu, że to mnie dotknęła. Uważam wręcz za misję społeczną mówienie o tym otwarcie i bez zażenowania. Ta przypadłość nie dotyczy tylko niezaradnych i nieprzystosowanych społecznie ludzi a częściej tych przebojowych, prących do przodu jak czołg i służących radą i wsparciem innym. Nawet regały magazynowe mają dopuszczalne obciążenie, niestety nie nasz mózg. I to w przypadku takich ludzi najtrudniej jest uwierzyć w chorobę i trzeba o tym mówić!!! To nie tylko pomoże nam nie czuć się napiętnowanymi i wykluczonymi społecznie ale uświadomić innym zmagającym się samotnie z "gorszym" nastrojem, że to może już depresja, i że to nie wstyd zwrócić się z tym do specjalisty i odczarować mit o lekach antydepresyjnych. Te obecnie stosowane to leki nowej generacji, nie ogłupiają, nie "produkują" zombi a poprawiają jakość życia. To nie czarodziejska różdżka i nie zmienią życia z dnia na dzień i nie rozwiążą za nas problemów, ale sprawią, że życie zacznie nabierać kolorów i dadzą siłę do walki o siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. A propos - http://ale-mamo.blogspot.com/2013/02/depresja.html
    " Na szczęście jest ktoś obok, kto w porę kopnie mnie w zad i każe się ogarnąć. O tak. Pewnie myślicie, że ktoś z objawami depresji oczekuje współczucia, wsparcia i tak dalej. Jest dokładnie na odwrót. Do chorego na depresję trzeba krzyczeć, trzeba go siłą wyciągać z łóżka i kazać robić zakupy czy rozwiesić pranie. Trzeba oczekiwać od niego bezwzględnego wypełniania obowiązków, żadnego głaskania po głowie i litości! A i tak nie ma się pewności, czy z dnia na dzień nie będzie gorzej."
    Wlasciwie to mam ochote kolezance wreczyc szklanke z woda, cukier i kazac krzykiem zmusic cukier do rozpuszczenia sie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko czekać aż pod wpływem mediów rozgrzebujących rzekomą "depresję" pilota Lubitza z Germanwings, zacznie się polowanie na nas i odławianie nas z zawodów i aktywności, w których moglibyśmy być "niebezpieczni dla otoczenia".
    Oraz - antydepresanty i psychotropy to dla 90 proc. społeczeństwa to samo :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny tekst. Choruje już wiele lat i dzięki tym wszystkim, którzy "pierdolą" wstydzę się swojej choroby, mam stale poczucie winy, że zachorowałam i że nie dość się staram, by wyzdrowieć...

    OdpowiedzUsuń
  12. Może choć kilka osób wreszcie zrozumie o co biega w depresji. Chociaż jej odmian i twarzy jest dużo. Obojętność i smutek, potworne zmęczenie jest chyba w każdej odmianie. Bywają także ataki lęku depresyjnego i paniki, a organizm daje znać mnóstwem dolegliwości, które bardzo często nie pozwalają normalnie funkcjonować. Natomiast dobrze poprowadzone leczenie antydepresantami potrafi czynić "cuda": okazuje się, że już nie ma się gigantycznego nadciśnienia, że tarczyca po latach brania leków na nadczynność reguluje się w cudowny sposób, że mięśnie jeszcze wiele mogą unieść, że ... itd
    Dzięki za ten tekst i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń