niedziela, 2 marca 2014

Pedalstwo się szerzy

Koniec świata! Wszyscy zginiemy!



Długo nie mogłam się przekonać, klęłam na słabą dostępność usługi i fakt, że strona wypina się na moją polską kartę kredytową, ale ja sprawiłam sobie w końcu irlandzką Visę, Dublin Bikes otworzył warzylion nowych stacji (w tym kilka pod moim domem) i tak oto stało się:

ZACZĘŁAM JEŹDZIĆ ROWEREM!!!!!!!!!!!!

Zarejestrowałam się mniej więcej tydzień temu i kole środy otrzymałam kartę użytkownika. Wczoraj wreszcie pogoda dopisała, poczułam wiosnę w kościach i postanowiłam: nie będę czekać 20 minut na wypchany upierdliwymi dziadkami autobus do centrum, dosiądę roweru!

Pierwszy kontakt z terminalem był nieco dziwny, bo musiałam zaakceptować warunki umowy (hahaha) i system się zaciął na moim podszytym niecierpliwością nadmiernym molestowaniu przycisków, ale w końcu się udało i tak oto podjęłam swój pierwszy tymczasowy jednoślad.

Rower okazał się być zadziwiająco łatwy w obsłudze. Chociaż z pozoru nie przypomina wypaśnych modeli ze sklepów rowerowych (co najwyżej hipsterskie pojazdy po dziadku), ma wszystko co trzeba: łatwo regulowane siodełko (nie bez znaczenia dla mnie, jako żem z metra cięta), koszyk na zakupy, zabezpieczenie, podpórkę, a nawet dzwonek i trzy przerzutki.



Tak więc, w sobotę pojechałam na O'Connell street. Stacja była pełna (jak widać, mój pomysł popedałowania na zakupy nie był szczególnie oryginalny) i musiałam podjechać 100 metrów dalej na Cathal Brugha street, gdzie na szczęscie było jeszcze parę wolnych stanowisk.

Mimo, że nie pamiętam przepisów drogowych i trudno mi się było odnaleźć w organizacji ruchu (parę razy po prostu pojechałam chodnikiem jak ostatni burak), przejażdżka była przesympatyczna. Wiatr we włosach, prędkość, powietrze i przyjemne zmęczenie sprawiły, że mordka sama mi się śmiała. O dziwo, nie przeszkadzało mi zupełnie to, że mam na ramieniu torbę i noszę sukienkę (chyba pierwszy raz od ponad 20 lat dosiadłam roweru w czymś innym niż spodnie).

Jeszcze tego samego dnia, obładowana zakupami, po tradycyjnym odprowadzeniu Uli Herbu Cztery Koty na pociąg, postanowiłam ponownie skorzystać z roweru. Do autobusu miałam jeszcze kilka minut, a poza tym przejażdżka jednym z tych jakże znienawidzonych przeze mnie wehikułów kosztuje 1.45 euro, podczas gdy pierwsze pół godziny DB jest darmowe dla posiadaczy kart. Tak więc, znowu podjęłam rower, wpakowałam obrywające mi ręce zakupy do koszyka i pomknęłam w stronę domu, tym razem łamiąc zaledwie jeden przepis! (nie mam prawa jazdy i idea pasów ruchu jest mi cokolwiek obca, ale uczę się, cierpliwości)

Mam cichą nadzieję, że DB przełoży się na mniej porzuconych rowerów zaśmiecających miasto.


Dziś niewiele brakowało, a znowu przesiadłabym się na tfu! autobus, bo (dla odmiany) rozpadało się okrutnie, ale akurat w czasie, kiedy musiałam wyjść, wypogodziło się, na dodatek znowu nie miałam autobusu w dogodnym czasie, a bardzo spieszyłam się na spotkanie w Rathmines. I znowu rowerek, tym razem z dreszczykiem emocji, bo musiałam łokciami przepychać się do jedynego dostępnego (chociaż raz coś wygrałam). Droga do Rathmines jest przesympatyczna i często pokonuję ją piechotą, a dziś doceniłam ją jeszcze bardziej, bo tuż obok ścieżki dla pieszych jest zrobiona wypasiona ścieżka rowerowa (w zasadzie bardziej stosownie byłoby nazwać ją autostradą rowerową).

Wieczorem wracałam z lotniska i już znowu złapałam się na kombinowaniu, jakby tu wyręczyć sie rowerem. Z reguły wysiadam przy moście Becketta i muszę jeszcze ok.15 minut iść, ale po co iść, kiedy można pojechać? I tak oto, wysiadłam przy sali O2 (czyli trochę dalej od domu niż zwykle - tak, zrobiłam to specjalnie, żeby dłużej jechać) i znowu popedałowałam wzdłuż rzeki i do moich doków. Warto nadmienić, że okolice O2 i doki są przyjemne dla oka i przemierzanie ich w jakikolwiek sposób to rozkosz dla oczu.

Jestem niesamowicie podjarana i oczekuję z niecierpliwością kolejnej okazji, zeby sobie popedałować. Już ściągnęłam appkę na SprytnyTelefon i opracowałam przy pomocy wujka Google trasy do najczęściej odwiedzanych miejsc w mieście, a na dniach sprawię sobie oczojebną kamizelkę dla cyklistów.

Pedałujcie! Pedałowanie jest fajne!


1 komentarz :

  1. Rower jaki jest, każdy widzi. Zazwyczaj jest przerzutka przednia i tylna, a Tobie pewnie chodziło o przełożenia ;) Powodzenia w rowerowaniu.

    OdpowiedzUsuń