Nikt nie spodziewał się...
Głupio wyszło, ale tak jakby zapomniałam, że mam bloga. Ups. Będzie krótko, węzłowato, bo czas wolny misiem ostatnio skurczył, a głupio tak internetowo umierać.
Czy to oznacza, że stałam się zombie? Braaaaaains...
nawet podobna, tylko włosy trochę dłuższe :)
No dobra, back to business.
1. zmieniłam pracę - tak, znowu. Doszłam do wniosku, że chciałabym poszukać szczęścia poza korpoświatem i dałam się skaptować niewielkiej firmie produkującej soft do nauki online (branża znana jako
adaptive learning). Oczywiście nadal nie jestem szczęśliwa. Lokalizacja ssie bez połyku - muszę gotować sobie codziennie lunch, bo nie ma tam żadnego sensownego sklepu w promieniu 300 metrów (jest stacja benzynowa i jedne małe delikatesy, ale żarcie mają ohydne). Nikogo nie lubię. Mają tylko rozpuszczalną kawę. A na dodatek praca jest niespecjalnie interesująca - obiecywali mi nie wiadomo jakie wyzwania, a utknęłam na klikaniu guzików. Porażka na całej linii. Plus tej pracy jest taki, że trwa tylko od 9 do 17 i nadgodzin nikt nie robi. Miła odmiana po "jesteś kontraktorem i mamy Cię na własność 24/7" czy też "siedź do 22, bo wszyscy zginiemy".
2. jestę inteligętę, bo z powodu dojazdów nadal czytam na potęgę. Aktualnie na tapecie "World War Z" i "7 habits of highly effective people" ("7 nawyków skutecznego działania") Stephena Coveya. To pierwsze zdecydowanie bardziej pasjonujące. O dziwo, choroba lokomocyjna ostatnio odpuściła (a mieliśmy nawet coś na kształt upalnego lata i w autobusie nie było zbyt przyjemnie), więc mogę przyswajać słowo drukowane. Ale na wypadek, gdyby mi się zwyczajnie nie chciało - mam też w audiobooku "Dzień miodu" Anni Ciezadlo. Serdecznie polecam wszystkim miłośnikom reportażu w stylu Kapuścińskiego, świetna rzecz.
3. pokazałam cycki w internecie - ale za to w szczytnym celu. Oto bowiem Ula herbu Cztery Koty i ja postanowiłyśmy założyć bloga. Zapraszamy: http://ingoodshape.eu/
4. połykam seriale - jakiś czas temu wdałam się w dyskusję z paroma osobami, które często wymawiają to brzydkie słowo na S, a ja uważam, że kulturalnej osobie nawet nie wypada takiego słowa znać. Niemniej, dla celów badawczych, postanowiłam się splugawić i sięgnąć po polecone przez znajomych na fejsie tytuły. Szybkie podsumowanie, dokąd jak dotąd zawędrowałam:
- Breaking Bad - przebrnęłam przez pierwsze dwa odcinki w ciężkich bólach, na trzecim poległam. Nudy na pudy. Nie kumam, czemu taki popularny.
- Dexter - prawdziwa doskonałość. Połknęłam siedem sezonów w chyba trzy tygodnie i teraz jestem na bieżąco.
- Mad Men - jak na razie znalazłam czas na tylko jeden odcinek (nie ma na netflix, więc musiałam ś... wypożyczyć). Nie zainteresował mnie wcale.
- Lie to me - generalnie fajny pomysł na serial, ale jak zobaczy się 4-5 odcinków, to tak, jakby widziało się wszystkie. Odpadłam w połowie drugiego sezonu.
- Damages - fantastyczna Glenn Close i wcale niezgorsza Rose Byrne - trzeba przyznać, że nieczęsto trafia się taki silny damski duet. Niemniej, czwarty sezon trochę mnie nudzi i chyba dam sobie spokój.
- Orange is the new black - jak na razie wyszedł tylko jeden sezon i bardzo mi się podobał, ale coś mi mówi, że nie przekroczy magicznej bariery drugiego sezonu i w końcu się znudzi.
- Being Erica - całkiem przyjemny serial o ryczącej trzydziestce, która cofa się w czasie w celach terapeutycznych. Jako, żem łasa na tematykę rozwoju osobistego, zainteresowałam się. Trzeci sezon jest jednakże niespecjalnie ciekawy. Fajna odmiana - serial produkcji kanadyjskiej. Co np. objawia się nieskrępowanym wzmiankowaniem o paleniu zioła (a nie jakieś tam "jedzenie kanapki").
Chwilowo nie mam za bardzo czasu, ale następny w kolejce jest dunski The Killing. Obaczym.
5. próbowałam napisać appkę na Sprytny Telefon i gawno z tego wyszło. Wiedziałam, że moje umiejętności programistyczne trochę zardzewiały, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Appka ma pomagać dorosłym z ADHD i chęci miałam dobre, ale jak głosi Derek Sivers, pomysł jest niewiele wart bez wykonania. Nie wiem, czy chcę się dalej frustrować.
Blog projektu mieszka sobie tutaj: http://breakingbadd.wordpress.com/
6. świnka lubi pływać, czyli uczęszczam na basen. Miejski, powszechny, mniejszy od olimpijskiego, chlorowany jak stary dobry szczeciński WDS. Ale to nieważne, bo lubię wodę, i pływać. Na chlor też znalazł się sposób: gogle (nie, nie google, amazon wystarczył) i klamerka na nos. Pływanie poprawia nastrój i ogólne samopoczucie, więc serdecznie polecam zgnębionym pracą biurową mieszczuchom.
Oczywiście dużo przyjemniej jest kąpać się w akwenie naturalnym, co czyniłam w miniony weekend w Świnoujściu. W sumie fajnie było dostać grzywaczem w cycki i wołać "weeee!" kiedy fala mnie niosła w odpowiednim kierunku, że nie wspomnę o braku czepka, ale bliskie spotkanie 1. stopnia z glonami sprawiło, że chyba przez jakiś czas nie będę jadła sushi.
7. będę psychologiem - haha, no dobra, żartowałam. Ale na poważnie, to kupiłam sobie 6-miesięczny kurs online. Dawno nie uczyłam się nowych rzeczy, a psychologia od dawna mnie interesuje, więc jestem tym podekscytowana.
Rozważałam też college dla artyst i artystów, ale przegapiłam czas oddawania teczek. Smuteczek.
8. usycham twórczo - nie robię biżu, nie piszę, nie focę, nawet durne wierszyki jakoś się nie składają. Zamiast tworzyć, wolę grać w grę albo paczeć netflixa. Wygląda na to, że zmieniam się w typowego, nudnego dorosłego. Może teraz będzie mi się łatwiej żyło z resztą robotów? Stay tuned.
9. wyprowadzam się powoli z JM - tzn. przenoszę notki na bloggera. Nie wiem jeszcze, czy wyprowadzę się całkowicie, czy tylko będę używać blogspota jako archiwum. Długo tłumaczyć, dlaczego, powiem tylko, że są lepsze platformy, a bycie bojownikiem mnie zmęczyło.
10. zmieściłam się w dziesięciu punktach - aż tak bardzo mi się nie chce.
Robot odmeldowuje się posłusznie.
Głupio wyszło, ale tak jakby zapomniałam, że mam bloga. Ups. Będzie krótko, węzłowato, bo czas wolny misiem ostatnio skurczył, a głupio tak internetowo umierać.
Czy to oznacza, że stałam się zombie? Braaaaaains...
nawet podobna, tylko włosy trochę dłuższe :)
No dobra, back to business.
1. zmieniłam pracę - tak, znowu. Doszłam do wniosku, że chciałabym poszukać szczęścia poza korpoświatem i dałam się skaptować niewielkiej firmie produkującej soft do nauki online (branża znana jako
adaptive learning). Oczywiście nadal nie jestem szczęśliwa. Lokalizacja ssie bez połyku - muszę gotować sobie codziennie lunch, bo nie ma tam żadnego sensownego sklepu w promieniu 300 metrów (jest stacja benzynowa i jedne małe delikatesy, ale żarcie mają ohydne). Nikogo nie lubię. Mają tylko rozpuszczalną kawę. A na dodatek praca jest niespecjalnie interesująca - obiecywali mi nie wiadomo jakie wyzwania, a utknęłam na klikaniu guzików. Porażka na całej linii. Plus tej pracy jest taki, że trwa tylko od 9 do 17 i nadgodzin nikt nie robi. Miła odmiana po "jesteś kontraktorem i mamy Cię na własność 24/7" czy też "siedź do 22, bo wszyscy zginiemy".
2. jestę inteligętę, bo z powodu dojazdów nadal czytam na potęgę. Aktualnie na tapecie "World War Z" i "7 habits of highly effective people" ("7 nawyków skutecznego działania") Stephena Coveya. To pierwsze zdecydowanie bardziej pasjonujące. O dziwo, choroba lokomocyjna ostatnio odpuściła (a mieliśmy nawet coś na kształt upalnego lata i w autobusie nie było zbyt przyjemnie), więc mogę przyswajać słowo drukowane. Ale na wypadek, gdyby mi się zwyczajnie nie chciało - mam też w audiobooku "Dzień miodu" Anni Ciezadlo. Serdecznie polecam wszystkim miłośnikom reportażu w stylu Kapuścińskiego, świetna rzecz.
3. pokazałam cycki w internecie - ale za to w szczytnym celu. Oto bowiem Ula herbu Cztery Koty i ja postanowiłyśmy założyć bloga. Zapraszamy: http://ingoodshape.eu/
4. połykam seriale - jakiś czas temu wdałam się w dyskusję z paroma osobami, które często wymawiają to brzydkie słowo na S, a ja uważam, że kulturalnej osobie nawet nie wypada takiego słowa znać. Niemniej, dla celów badawczych, postanowiłam się splugawić i sięgnąć po polecone przez znajomych na fejsie tytuły. Szybkie podsumowanie, dokąd jak dotąd zawędrowałam:
- Breaking Bad - przebrnęłam przez pierwsze dwa odcinki w ciężkich bólach, na trzecim poległam. Nudy na pudy. Nie kumam, czemu taki popularny.
- Dexter - prawdziwa doskonałość. Połknęłam siedem sezonów w chyba trzy tygodnie i teraz jestem na bieżąco.
- Mad Men - jak na razie znalazłam czas na tylko jeden odcinek (nie ma na netflix, więc musiałam ś... wypożyczyć). Nie zainteresował mnie wcale.
- Lie to me - generalnie fajny pomysł na serial, ale jak zobaczy się 4-5 odcinków, to tak, jakby widziało się wszystkie. Odpadłam w połowie drugiego sezonu.
- Damages - fantastyczna Glenn Close i wcale niezgorsza Rose Byrne - trzeba przyznać, że nieczęsto trafia się taki silny damski duet. Niemniej, czwarty sezon trochę mnie nudzi i chyba dam sobie spokój.
- Orange is the new black - jak na razie wyszedł tylko jeden sezon i bardzo mi się podobał, ale coś mi mówi, że nie przekroczy magicznej bariery drugiego sezonu i w końcu się znudzi.
- Being Erica - całkiem przyjemny serial o ryczącej trzydziestce, która cofa się w czasie w celach terapeutycznych. Jako, żem łasa na tematykę rozwoju osobistego, zainteresowałam się. Trzeci sezon jest jednakże niespecjalnie ciekawy. Fajna odmiana - serial produkcji kanadyjskiej. Co np. objawia się nieskrępowanym wzmiankowaniem o paleniu zioła (a nie jakieś tam "jedzenie kanapki").
Chwilowo nie mam za bardzo czasu, ale następny w kolejce jest dunski The Killing. Obaczym.
5. próbowałam napisać appkę na Sprytny Telefon i gawno z tego wyszło. Wiedziałam, że moje umiejętności programistyczne trochę zardzewiały, ale nie sądziłam, że będzie aż tak źle. Appka ma pomagać dorosłym z ADHD i chęci miałam dobre, ale jak głosi Derek Sivers, pomysł jest niewiele wart bez wykonania. Nie wiem, czy chcę się dalej frustrować.
Blog projektu mieszka sobie tutaj: http://breakingbadd.wordpress.com/
6. świnka lubi pływać, czyli uczęszczam na basen. Miejski, powszechny, mniejszy od olimpijskiego, chlorowany jak stary dobry szczeciński WDS. Ale to nieważne, bo lubię wodę, i pływać. Na chlor też znalazł się sposób: gogle (nie, nie google, amazon wystarczył) i klamerka na nos. Pływanie poprawia nastrój i ogólne samopoczucie, więc serdecznie polecam zgnębionym pracą biurową mieszczuchom.
Oczywiście dużo przyjemniej jest kąpać się w akwenie naturalnym, co czyniłam w miniony weekend w Świnoujściu. W sumie fajnie było dostać grzywaczem w cycki i wołać "weeee!" kiedy fala mnie niosła w odpowiednim kierunku, że nie wspomnę o braku czepka, ale bliskie spotkanie 1. stopnia z glonami sprawiło, że chyba przez jakiś czas nie będę jadła sushi.
7. będę psychologiem - haha, no dobra, żartowałam. Ale na poważnie, to kupiłam sobie 6-miesięczny kurs online. Dawno nie uczyłam się nowych rzeczy, a psychologia od dawna mnie interesuje, więc jestem tym podekscytowana.
Rozważałam też college dla artyst i artystów, ale przegapiłam czas oddawania teczek. Smuteczek.
8. usycham twórczo - nie robię biżu, nie piszę, nie focę, nawet durne wierszyki jakoś się nie składają. Zamiast tworzyć, wolę grać w grę albo paczeć netflixa. Wygląda na to, że zmieniam się w typowego, nudnego dorosłego. Może teraz będzie mi się łatwiej żyło z resztą robotów? Stay tuned.
9. wyprowadzam się powoli z JM - tzn. przenoszę notki na bloggera. Nie wiem jeszcze, czy wyprowadzę się całkowicie, czy tylko będę używać blogspota jako archiwum. Długo tłumaczyć, dlaczego, powiem tylko, że są lepsze platformy, a bycie bojownikiem mnie zmęczyło.
10. zmieściłam się w dziesięciu punktach - aż tak bardzo mi się nie chce.
Robot odmeldowuje się posłusznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz