poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Słowo po niedzieli

Przypowieść świąteczna.
Kilka dni temu, wczesnym rankiem, zoczyłam na "naszym" kanale pewien uroczy widok:



Trudno powiedzieć, co mnie w tym landszafcie uderzyło najbardziej. To odbicie, które każdej focie nadaje ahtystyczny i surrealistyczny wymiar, czy błękit owej jednostki pływającej, czy też jej kształt, podobny nowoczesnym samochodom sportowym. Dość, że cyknęłam toto i wrzuciłam niezwłocznie na fb, jako, że Przytulanka też to cyknął (parę minut po mnie), i nie chciałam, żeby wyszło, że od niego małpuję. Czy coś.

Dzisiaj do naszej niebiesko-czarnej zjawy dołączyła siostra-bliźniaczka w kolorze białym, na dodatek wiatr zmienił kierunek i zjawa się obróciła, i cała tajemniczość poszła się całkować.

Oto prawdziwe oblicze hiper surrealistycznego roweru wodnego:



Awwww, jakie słitaśne <3

Dlaczego dzielę się tymi dziwnymi fotkami bez głębszego znaczenia z moimi drogimi czytelnikami? Ano, dlatego, że ostatnio często popadam w tony refleksyjne (dzisiaj, z tytułu przeżarcia, połączone z tonami refluksyjnymi) i naszło mnie na przemyślenia. Dlatego pozostawię was z paroma wnioskami, wybierzcie sobie ten, który podoba wam się najbardziej:

- nie wszystko jest takie, jak się wydaje
albo
- nie doszukuj się drugiego dna tam, gdzie do nie ma
albo
- nawet największy banał ma swój absurdalny, surrealistyczny urok, który bierze swój początek i koniec w Twojej głowie

Wesołego po świętach, drodzy Fucktowicze!

Gwoli wyjaśnienia dodam, że powyższe arcydzieło szkutnictwa wylądowało tam za sprawą znajdującego się nad naszym akwenem ośrodka sportów wodnych, który to ośrodek dostarcza nam co weekend sporo uciechy, prowadząc kursy surfingu - czy też może raczej kursy spadania do wody, nie jestem pewna - i treningi wioślarskie pod naszymi oknami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz