Wrzesień minął mi szybko i dość intensywnie. Byłam bardzo zajęta, czesto padałam na ryjek ze zmęczenia, ale bez żalu, bo busy fingers are happy fingers.
Znowu zostałam Małpą w Czerwonych
Uwielbiam w irlandzkich fryzjerkach to, że nie tylko dobrze doradzają ostrzyżenie i kolor włosów, ale też nie obawiają się zaproponować czegoś po bandzie (dla porównania: uznawana za dobrą fryzjerka w Szczecinie powiedziała mi, że "nie powinnam się farbować na czerwono, bo mam pryszcze" (fejspalm nogą)). Przesympatyczna, młoda dziewczyna imieniem Shauna zaproponowała połączenie burgundu z miedzią. Byłam sceptycznie nastawiona (ta moja polska, zachowawcza mentalność!), ale postanowiłam jej zaufać i ukrywałam jak mogłam rosnące przerażenie, obserwując w lustrze moją Włosową Nemesis, jak wyczynia cuda na mojej głowie.Obawy okazały się zbyteczne - efekt jest fantastyczny i nawet poczułam się prawie ładna. Jako bonus: podpatrzyłam jak robić bardzo fajny blow-dry (nie, żeby mi się chciało go robić, ale nie traćmy nadziei).
Maggie May znowu mnie lubi
Generalnie MM woli tego drugiego człowieka w domu jako swoją przytulankę, ale teraz jej się coś odmieniło. Zapewne ma to coś wspólnego z faktem, że na dworze robi się zimno, a moja sypialnia jest cieplejsza; a może to dlatego, że często budzę się nad ranem, kiedy ona ma akurat ochotę na czochranko. Nie kwestionuję, nie oceniam, miziam."Spoko, możesz sobie wstać i iść do tej swojej 'pracy', jak ci się nudzi. Ale nie zapominaj, że najpierw musisz dopełnić obowiązku miziania mojej puchatej dupci." |
Szukałam skarbu
Firma zorganizowała tzw. treasure hunt (czyli po naszemu: bieg na orientację). Drogą losowania wypadło mi pracować w zespole z dwoma PMami, więc było niezbyt produktywnie, ale za to poznałam nowe zakątki Rathmines (np. dowiedziałam się, gdzie mieszkał Lafcadio Hearn!).Mój team zajął zaszczytne ostatnie miejsce i dostaliśmy z tego tytułu... hm, nagrodę?
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, ciule: to stress ball i mogę sobię ćwiczyć rękę, co przyda mi się przy grze na basie :P |
Zażyłam porządną dawkę literek
Źródło: Michele Kimbrough |
- "Razzmatazz" Mrozińskiego - mam mieszane uczucia, jeżeli chodzi o książki blogerów (pewnie im zazdroszczę, bo mnie nikt nie wyda, a co dopiero kupi moją książkę :D), ale ogólnie dobrze się bawiłam.
- "Grę Endera" O.S.C. - długo się opierałam, bo film był kiepski i nasłuchałam się wielu niepochlebnych rzeczy o postaci autora, ale kupiłam po przecenie czy coś (nie pamiętam, zakupoholizm jest straszny) i, wiedziona głodem literkowym, w końcu wygrzebałam z otchłani kindlochmury. Bardzo mi się podobało, skończyłam w try miga i miałam koszmarnego kaca poksiążkowego. Co sprawiło, że raz-dwa kupiłam "Mówcę umarłych" i rzuciłam się na nią jak hipster na Starbuca.
- "Anatomię cudu" Anny Kańtoch - nie umiem za bardzo w nową polską fantastykę (i w ogóle najświeższe osiągnięcia literatury polskiej; trudno nie być na bakier mieszkając tak daleko), ale miałam okazję zapoznać się z "Czarnym" tej samej autorki (zainteresowałam się, bo nagroda Zajdla, taki snob ze mnie) i byłam zachwycona, więc kiedy ukazało się coś jej pióra (klawiatury?) na BookRage, kupiłam bez wahania. Piękne, mroczne nowele, doskonałe połączenie fantastyki, horroru i kryminału. Jeżeli Margot zachwyca się kryminałem, to wiedz, że coś się dzieje.
Głos z offu: Kocham kindle! Snoby usiłujące mnie przekonać, że wyłącznie książka na papierze się liczy, mogą spadać na drzewo. Ohwait, nie mogą, bo zostało ścięte i przerobione na papier :D
Pokazałam taką profeskę, że klękajcie narody
Lubię moją aktualną pracę głównie za to, że umożliwia mi utrzymywanie tzw. work-life balance. Duży release zaledwie dwa razy do roku, w patche prawie w ogóle nie jestem angażowana, często mam luksus koncentrowania się na jednym zadaniu tyle czasu, ile trzeba, i do tego zaczynam i kończę pracę o czasie (chyba, że chcę zrobić coś ekstra). Nie mam flexi time w kontrakcie, ale mogę przyjść i wyjść kiedy chcę, byle robota była zrobiona. Mogę czasem pracować z domu. Biuro jest w bardzo dogodnej lokalizacji. W porównaniu z pracą w Firmie na S (i w sumie wszystkimi poprzednimi
Niewątpliwym plusem pracy z domu jest przerwa na mizianie koteczka zamiast przerwy na kawę. Gryzelda przypomina mi o takowej średnio co godzinę. |
Ale cudów nie ma: muszę czasami dotrzymać jakichś terminów, no i oczywiście praca właściwa się sama nie zrobi. I tak oto wrzesień okazał się miesiącem, w którym gówno wpadło w wentylator - nie dość, że release, który rodzi się w bólach, to jeszcze musiałam się produkować przed całym korpo nt pracy testerów w naszym pierdolniku.
I tu nadchodzi wniosek, który muszę sobie wrzucić "do słoika" na trudne chwile: jestem zajebista w tym, co robię, żeby zarobić na życie.
Po pierwsze, musiałam zrobić dużo manualnego testowania i tak sobie napisałam przypadki testowe (dodam nieskromnie, że zrobiłam to ponad rok temu, będąc jeszcze na okresie próbnym, na dodatek było to w większości testowanie penetracyjne, bo dokumentacji było jak na lekarstwo), że poszło mi wszystko migiem.
Po drugie, moje testy automatyczne w Selenium są sprytne i wybitne, i pomogły mi namierzyć warzylion bugów w różnych środowiskach (uczyniłam Jenkinsa i system properties moimi dziwkami, mwahaha).
Po trzecie, prezentacja poszła doskonale. Tego typu sesje odbywają się u nas średnio co dwa-trzy tygodnie i doczekują się raczej znikomej publiki (i na żywo, i via telekonferencję). Na moją prezentację przyszło tyle osób, że w sali konferencyjnej trzeba było dostawiać drugie tyle krzeseł, parę osób zadawało pytania, usłyszałam w cholerę komplementów, że mówiłam bardzo ciekawie, a nawet jedna kobitka z dokumentacji przysłała mi maila, że dziękuje za prezentację i moje przypadki testowe, które pomagają jej w pisaniu instrukcji dla użyszkodników. Awwww.
Pojechałam w góry (i nad morze)
Kolejna wyprawa do Newcastle (tego w Irlandii Północnej) w lokalne góry nie obyła się i tym razem bez przygód. Co prawda szlak było widać, ale za to mgła przesłaniała wszelkie widoki, a silny wiatr i deszcz sprawiły, że zmokłam i przemarzłam bardziej, niż podczas naszej poprzedniej wyprawy (która miała miejsce w lutym). Ten weekend muszę spędzić po kocem w towarzystwie aspiryny i herbaty z cytryną.Nie muszę chyba dodawać, że następnego dnia, kiedy musieliśmy się zwijać do domu, pogoda była całkiem do rzeczy?
Newry |
Szarpałam bas jak Nergal biblię
Nie dość, że pod koniec sierpnia Ubisoft wypuścił nowy songpack z utworami zespołu Rush na Rocksmith (w tym "La Villa Strangiato", który jest jednym z moich ulubionych kawałków nie tylko Rusha, ale rocka progresywnego w ogóle; kiedy go gram, jestem jak w transie i chyba robię minę jak misiu w tej kreskówce), ale też zassałam trochę custom DLC z repertuaru Symphony X i Yes. Poszło mi... chyba nieźle.Moje asystentki dzielnie trwały na stanowisku. |
Niniejszy blogasek wrócił do łask
Miałam dłuuuugi kryzys twórczy w dziale słów. Trochę mnie zmotywowała Iskra, która słusznie zauważyła, że obcojęzyczny Rumianek i emigracja poważnie zagrażają jakości naszej polszczyzny, a samo czytanie to trochę jednak za mało. Było mi ciężko się przemóc, bo raz, że używałam innych form wyrażania emocji/łapania chwil i wrażeń ulotnych/inne (instagram, mikroblog, GIMPienie). A poza tym, czułam się trochę zablokowana emocjonalnie, a mój Wewnętrzny Krytyk nie pozwolił mi napisać choćby słowa (nawet przestałam prowadzić pamiętnik), bo kto to będzie czytał. Ale kiedy zaczęłam trochę nad tym myśleć, znalazły się tematy, a nawet jakieś zainteresowanie czytaniem mojego contentu. Cuda, panie :)Wrzesień był całkiem OK, ale zmęczył mnie okrutnie. Pora na jesień, refleksyjny nastrój i pumpkin spice latte, a nie okulary słoneczne i dżin z tonikiem i lodem, jak w jakimś sierpniu. Jesieni, przybywaj!
Włosy - doskonałe :-) Popieram irlandzkie fryzjerki.
OdpowiedzUsuńCo do "Gry Endera" - o filmie nic nie wiem, ale książka to absolutna klasyka! Osoba autora popsuła się dopiero w ostatnich latach (fanatyzm/sekciarstwo), wcześniej zdążył napisać naprawdę sporo dobrych rzeczy.
Profeska w fabryce - szacun milion i gratulacje! :-) Fajnie się czyta o takich sukcesach zawodowych.
I bardzo się cieszę, że zmotywowałam :-) Egoistycznie, bo po prostu lubię Cię czytać.
Aww dziękuję :*
UsuńWiem, że Ender to klasyka, ale niektóre klasyki i uznane dzieła są nie do strawienia dla mnie. Na "Hyperionie" poległam. Czytanie musi być też przyjemnością.