Tego poranka jak zwykle padało. Ostatnio tak jest co weekend, więc każdy spędzamy na kanapie, popijając herbatę, zajadając smakołyki i oglądając filmy lub blogując (oczywiście z wyjątkiem tradycyjnych, cosobotnich nabożeństw ku czci towarzysza Zakupow).
W ubiegłą niedzielę zapowiadał się piękny dzień, chmur prawie nie było, prognozy były jak najlepsze. Ubraliśmy więc stosunkowo lekkie stroje outdoorowe (T-shirty i lniane spodenki) i poszliśmy na przystanek. I zaczęło lać. Więc w tył zwrot do domu i znowu kanapa, filmy i smakołyki.
Nie możemy jednak rezygnować z ruchu na świeżym powietrzu tylko dlatego, że pada, prawda? Na ten weekend przygotowaliśmy się już lepiej: ja kupiłam sobie specjalne przeciwdeszczowe spodnie i lżejszą kurtkę od deszczu, Przytulanka zakupiła ubiór wiatroodporny. Oboje zakupiliśmy sobie też po parze kijów do nordic walking, zauroczeni widokiem zasuszonych emerytów zasuwających z takim kijami brzegiem morza w tempie, które niejednego dwudziestolatka przyprawiłoby o zawał serca.
Podnieceni perspektywą dołaczenia do mieszkańców Irlandii spędzających aktywnie weekendy, wstaliśmy dziś krótko po 7:00 GMT. Po pobieżnym przejrzeniu naszej-klasy, JM, deviantarta, bitefight, tvn24.pl, facebooka, sprawdzeniu poczty i rzuceniu okiem na jakieś bzdury daliśmy w długą.
Drogę znaliśmy już do obrzydzenia, więc podróż upłynęłaby dość nudno, gdyby nie pan na siedzeniu nieopodal, który był bardzo podobny do Howarda Webba i na szczęście nie znał polskiego (zaświadczamy, że w zabijaniu nudy nie ucierpiał żaden Irol podobny do jakiegokolwiek Brytola). Nudy podróży niestety nie skończyły się wraz z dotarciem do Szarokamiennej, bo aby dojść na szlak, musieliśmy przemierzyć długą i nudną ścieżkę prowadzącą przez plac budowy. No, ale w końcu dotarliśmy na plażę.
Plażę, taaa... Kupę kamieni, po której ciężko iść nawet z kijami. Na szczęście tylko jakieś 100 metrów. Chyba odcinek plażowy zmęczył mnie bardziej niż reszta trasy.
Po szybkim sforsowaniu starego kamiennego tunelu wypełnionego skalnym gruzem i skoku przez płot znaleźliśmy się na ścieżce. I tutaj zaczął się pig walking.
Oto bowiem zaczęło padać, choć wcześniej nieźle nalało w nocy i o świcie. Ścieżka była strasznie ubłocona... Nie, wróć! Składała się wyłącznie z błota. Wyskoczyłam w moich nowych bucikach firmy ecco, biało-szaro-niebieskich (brawo, Margot!), które po 100 metrach zabrały deseniu, który na pewno będzie przebojem nowej kolekcji (jeżeli czytają mojego bloga projektanci ecco, to szczegóły na Czesława :D). Kałuże pojawiały się co paręnaście metrów i najczęściej miały szerokość całej ścieżki. Po obu stronach dróżki rosły wysokie chaszcze, które miały wielką ochotę zabrać nam kije.
Oto bowiem zaczęło padać, choć wcześniej nieźle nalało w nocy i o świcie. Ścieżka była strasznie ubłocona... Nie, wróć! Składała się wyłącznie z błota. Wyskoczyłam w moich nowych bucikach firmy ecco, biało-szaro-niebieskich (brawo, Margot!), które po 100 metrach zabrały deseniu, który na pewno będzie przebojem nowej kolekcji (jeżeli czytają mojego bloga projektanci ecco, to szczegóły na Czesława :D). Kałuże pojawiały się co paręnaście metrów i najczęściej miały szerokość całej ścieżki. Po obu stronach dróżki rosły wysokie chaszcze, które miały wielką ochotę zabrać nam kije.
Kiedy dotarliśmy wreszcie na ładniejszą część trasy, kije trochę się przydały i nawet przestało padać. Prawie opanowałam już dobywanie aparatu z kijami przypiętymi do rąk i cyknęłam co nieco.
Niestety, ta ładna część trasy okazała się krótka i szybko przebyliśmy ją w pig walkingowym tempie, docierając z prędkością światła do Bray. Spacer betonowym bulwarem w Bray to była już czysta nordic walkingowa przyjemność.
Tak więc, drogie dzieci: jeżeli szukacie sposobu na chudnięcie dupska, to nordic walking jest fajną alternatywą dla joggingu. Kolana mniej cierpią niż podczas zwykłego chodzenia, pracują ręce i jest git. Niestety, to jest rozrywka tylko na dobre utwardzone, najlepiej suche nawierzchnie. Jeżeli więc wolicie turystykę niż zasuwanie jak króliczek Duracella, chcecie pochodzić po klifach i popstrykać zdjęcia, to doradzam dobre buty turystyczne i zwykły kostur.
Serdecznie pozdrawiam ze Szmaragdowej Wyspy!
Oczywiście w momencie, kiedy usiedliśmy w pociągu do Dublina wyszło piękne słońce i utrzymało się na niebie przez resztę dnia. Irlandzka pogoda to wredna sucz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz