W poniedziałek stuknął mi równy rok w Irolandzie. Nie będę się
rozpisywać, co myślę o tym kraju, bo pewnie i tak nic z tego, co bym
napisała, nie byłoby ani odkrywcze, ani zabawne. To, co naprawdę jest
ważne to to, że minął już rok, odkąd połączyłam się i zamieszkałam pod
jednym dachem z najmilszą z Przytulanek.
Miałam już wcześniej doświadczenia z mieszkaniem z "mężczyznami
płci odmiennej"*, ale niezbyt pozytywne. Trochę się obawiałam, jak to
tym razem wyjdzie, ale uznałam, że Przytulanka jest taka mięciutka i
kochana, że zaryzykuję przeprowadzkę do dalekiego kraju celem wspólnego
znoszenia niedoli imigranta. Pierwsze miesiące były ciężkie, bo najpierw
byliśmy oboje bezrobotni, potem tylko ja byłam bezrobotna, potem oboje
pracowaliśmy, ale czasu na szukanie nowego lokalu nie było, a atmosfera w
litewskim bajzlu gęstniała. W kwietniu przeprowadziliśmy się wreszcie
na większy metraż i teraz mamy ogólną sielankę.
Trudno mi opisać w
pięknych słowach, jak wspaniała jest moja Przytulanka i jak marnie bym
skończyła, gdyby nie on. Może więc ograniczę się tylko do powiedzenia,
że kocham, kiedy:
- na wszelkie hałasy zza ściany wieczorem reaguje wołaniem: "nie gzić się tam!"
- wygraża pięścią komputerowi, który działa za wolno
- podnosząc się z wyra w poniedziałkowy poranek mówi: "jak dobrze, że dzisiaj sobota"
- ani słowem nie skarży się na to, że od poniedziałku do piątku to na niego spada przygotowanie obiadu
- robi mi zdjęcia znienacka na naszych weekendowych wycieczkach
- tytułuje mnie "swoją kochaną świnką" lub "Babe"
- otwiera po kilka okien firefoxa i w każdym po kilkanaście zakładek, a potem wzdycha, że jest okropny bałaganiarz
- pytają, w którym dziale sklepu pracuje, a on przybiera gejowską pozę i mówi: "beauty"
- zrobi coś głupiego przez nieuwagę i mówi do siebie "Grucha, o czym ty myślisz?"
- jedząc coś smacznego mruczy z zadowolenia, również kiedy mówi o czymś smacznym
-
myje zęby po kilka razy dziennie i próbuje do mnie mówić w trakcie,
mając usta pełne pasty i bzycząc swoją elektryczną szczoteczką
- zamiast proponować zjedzenie czegoś, miauczy i pokazuje palcem wskazującym na swoje rozdziawione usta, jak kot Simona Tofielda
- kiedy puszcza bąka, mówi: "dziwny kaszel"
- wyżera nutellę łyżeczką wprost ze słoika
- pomyślę o zjedzeniu czegoś słodkiego i powiem "mam pomysł", a on się szczerzy i wyciąga małe co nieco
- medytuje 5 minut nad wyborem sosu do pasty, ale z dnia na dzień kupuje sobie nowy odtwarzacz mp3
-
mamrocze złośliwe, niepoprawne politycznie komentarze, gdy idziemy
ulicą i tym samym sprawia, że śmieję się jak wariatka przez resztę drogi
- ma więcej kosmetyków przy łóżku niż ja
- mówię, że biorę laptopa do łóżka, on robi zawistną minę i mówi "idź sobie"
- internet działa jakby chciał, a nie mógł, a on mówi w stronę routera: "niech was smród ogarnie!"
- nie powstrzymuje mnie przed kupnem kolejnego ciucha lub pary butów, jeszcze mnie do tego podburza
-
w zeszłą niedzielę podczas szlajania się w Dun Laoghaire na World
Cultures Festival, kiedy wyznałam mu, jak go uwielbiam i że jest moim
słoneczkiem, on uniósł do góry swoje słoneczne okulary, wyszczerzył się i
powiedział "to ja, Leclerc"
i jeszcze za setki śmiesznych i
słodkich rzeczy, których się dopuszcza codziennie w mowie i czynach,
wprawiając mnie w dobry humor i odpędzając najgorsze chandry. Kocham
Cię, moja Bestio :*
Niniejsza notka powstała nie tylko z powodów rocznicowych. Tak
się nieszczęśliwie złożyło, że nasi wspólni przyjaciele mają ostatnio
poważne problemy sercowe. Nie, żebym nie widziała tego wcześniej, ale po
goszczeniu u siebie przez parę dni pewnej podłamanej uczuciowo osoby,
podawaniu chusteczek i wysłuchiwaniu smutnych, było nie było, opowieści o
egoizmie i braku zaufania, zrozumiałam, że mój skarb jest niezastąpiony
i wyjątkowy. Życzę wszystkim, którzy to czytają, żeby byli tak
szczęśliwi w miłości jak ja. Zwłaszcza osobie, o której mowa powyżej.
*
niekumatym wyjaśniam, że Herr Otto Flick z gestapo uwodził Helgę
korzystając z podręcznika "Jak postępować z kobietami płci odmiennej".
Duh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz