sobota, 30 stycznia 2010

Piosenka przewodnia, cz. 4

Skoro dr Margot was wybawiła, to teraz musi ostudzić.

Jak wiadomo, w medycynie, jak i w innych dziedzinach życia, istnieje zasada tezy i antytezy. Newton kiedyś tam mówił, że jak komuś dam w mordę, to on mi odda z taką samą siłą (dlatego nikomu nie daję w mordę). W medycynie, są środki na chęć życia (prozac) i na nadmiar chęci życia (ritalin). Dlatego, by nie stać okoniem naturze i jej dążności do stanu równowagi, po zmuszeniu was do tańca, prezentuję

Zestaw sentymentalny

Zestaw pioseneczek, których miło się słucha przy lampce wina, w zaciszu domostwa, najlepiej bez udziału osób trzecich. 

Celia Cruz - "Aunque me cueste la vida"



Caetano Veloso & Lila Downs - "Burn it blue"
Piękna piosenka z równie pięknego filmu pt. "Frida".




The Frames - "Angel at my table"
Piosenka ze świetnej płyty pt. "Fitzcarraldo". Odwiecznie się zastanawiam, słuchając tej piosenki, czy tam gra perkusja automatyczna, czy organiczna.





Noir Désir - "A l'envers, a l'endroit"
Buntownicza, antyglobalistyczna, ale mimo wszystko nastrojowa.





Crowded House - "Four seasons in one day"
Zdaje się, że ta piosenka jest o ćpaniu, ale brzmi rzewnie.




Tab Two - "Public meditation"
Jeden z fajnych i trochę dziś zapomnianych wynalazków lat 90. to hip jazz - styl stworzony przez tych dwóch panów z Detschlandu (jeden z niewielu niemieckich tworów muzycznych, który był kiedykolwiek do zniesienia). Ja poznałam tych dżentelmenów w pewnym poznańskim pubie, usłyszawszy płytę "Sonic tools". Jak się potem okazało, płyta ta to remiksy ich starszych utworów, ale ja się właśnie do tej remiksowej płyty przywiązałam najbardziej. A szczególnie do utworu "Public meditation".


Tom Waits - "Innocent when you dream"
W sumie chyba wolę wersję Kazika, ale przez szacunek dla twórcy wrzucam oryginał. Przy okazji, polecam film, z którego ten klip wycięto - "Big time".






Morphine - "Candy" 
Upierdliwy Saksofon powraca. Tym razem w wersji łagodnej.



"April in Paris"
Nie podaję wykonawcy, bo to właściwie standard jazzowy i jako takiego nie ma. Ponoć napisał ten utwór Vernon Duke. Może. Osobiście najbardziej lubię wykonanie Elli Fitzgerald z orkiestrą Counta Basie'go, ale na TwojejTubie była tylko wersja koncertowa, a mnie irytują oklaski. Zamiast tego mamy Sarah Vaughan, też dobrze.




"Lush life"
Znowu standard jazzowy, już ostatni w tej liście. By Billy Strayhorn.





To tak na finał, żebyście się popłakali:

Mariza & Miguel Poveda - "Meu fado"
Piosenkę poznałam dzięki ścieżce dźwiękowej do filmu Carlosa Saury "Fados". Film, w przeciwieństwie do "Flamenco", był co najmniej żenujący, ale soundtrack - genialny. Polecam.



Nawiasem mówiąc, w czwartek wybieram się na koncert Marizy do tutejszej filharmonii. Nie mogę się doczekać!

W "Blaszanym bębenku" był motyw takiej knajpy, do której ludzie chodzili płakać i wspomagali się w tym pokrojoną cebulą. Mam nadzieję, że efekt psychologiczny jest lepszy od reakcji fizjologicznej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz