Zacznijmy od tego, że nie uważam się za too cool for school i szanuję ideę postanowień noworocznych. Mało tego, często udaje mi się ich dotrzymać! Np. około roku 2011 postanowiłam kopnąć w dupę moje uzależnienie od pudelek.pl i do dziś nie zaglądam. Przestałam obgryzać paznokcie, rzuciłam palenie, na parę lat ograniczyłam fejsbuka (w ubiegłym roku nadrobiłam, ale to temat na inną opowieść), w ubiegłym roku nawet udało mi się więcej czytać i zdrowo jeść (to ostatnie zapewne dzięki powrocie do wegetarianizmu). Postanowienia noworoczne są super i polecam każdemu.
Oczywiście wiem, że miecz postanowień noworocznych ma dwa ostrza i jednym z nich jest słomiany zapał. Dlatego nauczyłam się, że postanowienia powinny być realistyczne (np. nie może ich być za dużo) i muszą być mierzalne (np. zamiast "będę więcej ćwiczyć" - "będę ćwiczyć minimum 3 razy w tygodniu").
I oto w tym roku próbuję nowej strategii, bo oprócz paru postanowień realistycznych (np. zrobić wreszcie to zasrane prawo jazdy i wyremontować mieszkanie - pierwsze jest warunkiem koniecznym drugiego, tak nawiasem mówiąc) mam jedno takie, że jest dopiero 11. stycznia, a ja już czuję wewnętrzny dygocik z powodu syndromu odstawienia.
Oto bowiem postanowiłam, że
NIE BĘDĘ SOBIE KUPOWAĆ NOWYCH UBRAŃ, BUTÓW CZY AKCESORIÓW
Kto mnie śledzi na insta, fejsie czy blabie wie, że kocham modę, zwłaszcza biżuterię i sukienki (kiedyś zrobiłam taki eksperyment i przez miesiąc nie nosiłam w ogóle spodni; okazało się, że mam tyle spódnic i sukienek, że ani razu nie musiałam robić prania! i jeszcze mi zostało sporo czystych). Moja szafa się nie domyka i mam takie metody na przechowywanie biżu, że wszelkie lifehacki mogą się całkować. Butów nie mam aż tak dużo, ale to dlatego, że mam tzw. stopy księżniczki i niewiele sklepów sprzedaje coś, co mnie nie krzywdzi w nogi po 15 minutach chodzenia. Torebek mam sporo, przynajmniej jak na kogoś, komu nie podoba się jakieś 99% torebek dostępnych w sklepach (paskudne materiały, design i krótkie rączki, a weźcie spadajcie).
Bluzka: BiuBiu, naszyjnik: Ula Herbu Dwa Koty |
Jedna z niezliczonych nerdowskich koszulek, ten konkretny egzemplarz z qwertee.com. Bluza z e-baya. |
Sukienka z charity shop. |
sukienka i sweterek: Bravissimo, rajstopy: M&S |
Buty: Clarks, spodnie: M&S, tunika: chiński sklep, płaszcz: M&S, szalik z charity shop, opaska: Claire |
Zainspirowałam się właścicielem sklepu eko Hopsack (świetny gość, poznałam go kiedyś osobiście; sklep jest trochę drogi, ale i tak jest moim ulubionym źródłem żarcia!), który na ostatnie Black Friday ogłosił, że z tej okazji... zamykają swój sklep internetowy na jeden dzień. Ten dość nieszablonowy zabieg miał na celu promowanie odpowiedzialnej konsumpcji jako metody ograniczenia śladu węglowego, marnowania jedzenia i produkcji odpadów.
Drugą przesłanką była niniejsza prelekcja:
Dowiedziałam się z tego wielu rzeczy, których chyba nie chciałam wiedzieć, np. ile śmieci produkuje branża odzieżowa (wiecie, że jeśli odsyłacie ubranie do sklepu internetowego, to owa sztuka odzieży na ogół idzie do śmieci, zamiast być odprasowana, zapakowana i sprzedana ponownie? fujka!). Nigdy o tym nie myślałam, byłam przekonana, że jeśli oddaję ubrania do charity shop to jestem w porządku. Ale nie, owe przybytki również generują dużo śmieci.
Dlatego powiedziałam: dość! W tym celu:
1) Wypisałam się z newsletterów sklepów sprzedających fast fashion (np. boohoo); zostawiłam sobie tylko marki, które produkują dobre, trwałe ubrania, np. Bravissimo czy Marks & Spencer.
2) Wszystkie newslettery idą do specjalnego folderu i są archiwizowane, tzn. nie widzę ich, kiedy otwieram skrzynkę i muszę iść do specjalnego folderu. Nie wypisałam się z tych newsletterów, bo są połączone z moim kontem, a na nim mam jakieś tam punkty lojalnościowe itp.
3) Usunęłam z preferencji dot. reklam na fejsie modę, obuwie, wyprzedaże i inne pokrewne kategorie. To samo z instagramem, chowam wszystkie reklamy.
4) Jeżeli już muszę coś kupić, to będzie możliwie jak najbardziej naturalna tkanina/surowiec, byle dalej od plastiku
5) W duchu bycia realistycznym (i dlatego, że mam skrzywienie zawodowe) od razu sporządziłam listę wyjątków, a więc:
- Bielizna i buty są OK, jeżeli to, co już mam stanie się nazbyt zniszczone i nie mam zastępstwa (przez bieliznę rozumiem majtki, biustonosze, skarpetki, rajstopy, koszulki na ramiączkach i legginsy).
- Mogę potrzebować czegoś bardziej eleganckiego na rozmowę o pracę, pogrzeb, wesele, chrzciny itp. (ale to mało prawdopodobne, bo ja naprawdę mam mnóstwo ubrań na każdą porę roku, pogodę i okazję).
- Jeżeli WRESZCIE znajdę mój ideał brązowych butów (mają być płaskie, w odcieniu koniakowym lub czekoladowym, dżezówki lub mary jane) i będą na mnie dobre, to bierę.
- Jeżeli bardzo zmieni mi się rozmiar (w co wątpię, ale kto wie), to mam prawo kupić sobie jakieś nowe spodnie i ewentualnie biustonosz/rajstopy.
Zwracam uwagę, że ubrania kupione w charity shop nie załapały się na listę wyjątków. No bo gdzie tu sens: oddawać ubrania, żeby było więcej miejsca w szafie, a potem kupować od razu kolejne, i to w tym samym sklepie? Absurd!
W tym samym duchu powiedziałam "stop" kupowaniu książek i gier. Ostatnio się okazało, że kupiłam dwa razy GTA V (na szczęście mogłam jeden egzemplarz komuś podarować), wcześniej kupiłam trochę duplikatów e- i audiobooków. Czuję się przytłoczona nadmiarem i jestem na siebie zła, że tak marnuję pieniądze. Książki wrócą do gry, kiedy przeczytam co najmniej połowę z tego, co już mam, to samo z grami (nawiasem mówiąc, jestem chwilowo na growym detoksie, bo trochę przegięłam z graniem podczas świąt; do 21. stycznia nie dotykam steam w celu innym niż streaming z PC na telewizor i nie gram w nic na telefonie).
Jestem bardzo podekscytowana perspektywą zaoszczędzenia pieniędzy i czasu. A że przy okazji zrobię coś dla naszej biednej, udręczonej planety, to jeszcze lepiej.
<3 <3 <3 za to postanowienie lubię Cię jeszcze bardziej. Piontka! Też nie kupuję, w gruncie rzeczy od ubiegłego roku (ewentualnie biorę z grupy śmieciowej na fb, za friko). Okazało się, że pomimo że zwiększyłam gabaryty i tak mam mnóstwo ciuchów, sporo też dostałam od rodziny.
OdpowiedzUsuńGrupy śmieciowe dobry pomysł! Pozbyłam się przy pomocy podobnych wynalazków mebli i paru nietrafionych inwestycji w sprzęt fitness :) Mam też biurko komputerowe i krzesło ze śmietnika. Szkoda, że ludzie są takimi snobami i chcą zawsze wszystko kupować nowe.
UsuńZaraz tam "zawsze chcą nowe" - w moim mieszkaniu jest bardzo niewiele rzeczy prosto ze sklepu, ostatnio odkupiłam z drugiej ręki nową fontannę dla kotów :) Chociaż powiem szczerze, że u mnie dotychczas większą rolę odgrywały ceny, ekologia wychodzi przy okazji, co mnie cieszy. Tylko buty i ubrania funkcyjne kupuję nowe, bo bardzo trudno w używkach znaleźć mój rozmiar (a i tak celuję w outlety), oraz ciuchy sportowe są zazwyczaj intensywnie używane.
UsuńPowodzenia!
Świetne postanowienie, bardzo popieram! <3
OdpowiedzUsuń