piątek, 20 grudnia 2019

2019 powodów: Jeszcze jedna dawka literek

Druga część podsumowania 2019 roku, tym razem produkuję się o książkach. Zapraszam!

Rok czytelniczy zaczął się bardzo niezgrabnie i powoli, latem nie było lepiej, bo Gryzelda, ale jesienią nadgoniłam i to ostro, bo oto po raz pierwszy zakończyłam wyzwanie czytelnicze na Goodreads.com. I to przed czasem. Przeczytałam 27 książek (zadeklarowałam 24), a rok się jeszcze nie skończył!

Można odnieść wrażenie, że byłam monotematyczna :D Wróżka Statystyczna radzi: nie wyciągaj średniej patrząc wyłącznie na wartości skrajne!


Mimo, że spędzam dużo czasu w zbiorkomie, to moja codzienna (niemalże) podróż do biura niezbyt sprzyja czytaniu, muszę się bowiem przesiadać w środku trasy, a kiedy zbliżam się do punktu przesiadki, muszę również monitorować ruchy autobusu nr 2 (rozkład w tym mieście nikogo nie obchodzi i autobus jak będzie, to będzie, więc jeśli realTime mi mówi, że autobus za 20 minut, to podjeżdżam autobusem nr 1 kawałek dalej i zasuwam 2.5 km piechotą, o ile nie pada - ogólnie każdy dzień to wyzwanie logistyczne, którego nie mogę wygrać). Chowanie i wyciąganie książki/kindle z plecaka jest niewygodne i potwornie mnie rozprasza. Ale wreszcie udało mi się pokonać system i odkryłam (na nowo) audiobooki.

Głos z offu: Co nie oznacza, że nie czytałam ebooków i papieru! Z racji posiadania własnego kąta znowu obrastam w książki drukowane, w czym dzielnie pomagają mi charity shops. Dość powiedzieć, że na początku lata 2018 kupiłam jeden dwumetrowy regał Billy z IKEA, a miesiąc temu Billy dorobił się bliźniaka.

Lista książek, które wywarły na mnie największe wrażenie w tym roku prezentuje się następująco (kolejność przypadkowa, może trochę chronologiczna):

1. Łukasz Orbitowski - "Kult"

Orbitowskiego wielbię i będę czytać, choćby się i przerzucił na harlequiny, więc kiedy dowiedziałam się (oczywiście z insta; Czarny Coach to jeden z niewielu 'celebrytów' których obserwuję), że wydał coś nowego, nie mogłam się oprzeć i rzuciłam się jak Gryzelda na steka.
Podkol^H^HFabularyzowana historia objawień maryjnych w Oławie. Cudowna satyra na polską wiejskoreligijność i obłudę biskupów, wszystko okraszone smaczkami przemian ustrojowych. Nigdy nie słyszałam o oławskich objawieniach, więc przyswoiłam z zainteresowaniem.

2. Artur Domosławski - "Kapuściński non-fiction"

Długo nie mogłam się przemóc do tej lektury. Mister Richard był dla mnie zawsze bogiem literatury faktu i obawiałam się mocnego uszczerbku na uczuciach religijnych, zwłaszcza, że pozycja wyszła w atmosferze skandalu i latały jakieś przecieki o teczkach. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się obawiałam. Domosławski nie ukazuje Kapuścińskiego w złym świetle, po prostu przedstawia fakty. Historia jego kariery zaś to jednocześnie kawał powojennej historii Polski (najciekawszym dla mnie aspektem tego okresu była, z wiadomych względów, ewolucja polskiego socjalizmu). Przy okazji lektury wyszło, że niewiele pamiętam z książek "Kapusty", które przeczytałam te 20+ lat temu, więc teraz czytam całość w porządku chronologicznym. Przeczytałam już "Busz po polsku", teraz zaczęłam "Czarne Gwiazdy."


3. Mirosław Wlekły - "Tu byłem. Tony Halik."

Biografia Kapuścińskiego wbiła mnie w fotel i myślałam, że wyczerpałam mój limit wzruszeń literackich na rok 2019, a pan Wlekły powiedział, niczym facet z telezakupów: "but wait! there's more!" Czy to kwestia stylu, czy po prostu bogatszy materiał źródłowy, ale niniejsza książka była JESZCZE fajniejsza. Okazuje się, że dziadzio z "Pieprzu i wanilii", którego pamiętam jak przez mgłę, miał długie, fascynujące życie jeszcze zanim nastał w polskiej telewizji i związał się z Elżbietą Dzikowską. Wiele mówi się o tzw. syndromie Gauguina (rzuć wszystko, co masz i kim jesteś i zacznij od nowa "bo tak"), ale ja postuluję na przemianowanie go na "syndrom Halika."

4. Mariusz Szczygieł - "Gottland"

Czytanie o Kapuścińskim rozbudziło we mnie nieposkromiony apetyt na reportaże, więc korzystając z promocji na audiobooki na publio dorwałam się wreszcie do sławnego "Gottlandu." Zbiór reportaży o rzeczywistości czechosłowackiej w czasach komunizmu: pomnik Stalina, represje artystów, popularne dowcipy, no i najpiękniejsza perła - historia firmy Bata, sławnego producenta obuwia. Szczygła znałam dotąd tylko z mediów mówionych (i to niezbyt wysokich lotów) i byłam przyjemnie zaskoczona, jak świetnie pisze. Zaraz po "Gottlandzie" przyswoiłam "Laskę nebeską", którą również serdecznie polecam.

5. Jürgen Thorwald - "Stulecie chirurgów"

Przeczytanie tej książki zajęło mi ponad 20 lat. Najpierw zaczęłam na papierze, ale była pożyczona i musiałam oddać, potem kupiłam w appce Audioteki, ale jakoś zawsze było coś ciekawszego, i tak minął szmat czasu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Chociaż śmieszyła mnie nieco przesadna dramatyzacja, ogólnie jestem niesamowicie zadowolona z lektury. Uświadomiła mi, jak wielkie mam szczęście, że przechodzę kamicę nerkową w XXI wieku!
Przy okazji dowiedziałam się, że specyfik, którego używam do płukania ust - Listerine - wywodzi swoją nazwę od Josepha Listera, brytyjskiego lekarza i twórcy antyseptyki. Wzdech, a ja myślałam, że chodzi o Dave'a Listera z serialu Red Dwarf :)

Jak widać, rok upłynął mi pod znakiem literatury faktu i fabularyzowanej wersji tejże (Np. "Służące" Stockett), i nie zamierzam na tym poprzestać.

A wyzwanie czytelnicze trzeba będzie podnieść. Może 30?

Zainteresowanych pełną listą moich lektur z minionego roku zapraszam na podstronę niniejszego bloga pt. Żyj z Kultur(w)ą, gdzie zagnieździłam widgety z goodreads. Można mnie też dodać do znajomych na w/w platformie (jeśli ktoś bardzo chce :D).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz