niedziela, 27 listopada 2011

Werter's original

Jak to jest kochać się w locie?


Z braku czasu (tym razem nie praca jest tego powodem, ale to inna historia) - kolejny odcinek z cyklu "jak wyrosłam na przeintelektualizowaną, pyskatą zołzę". Wypracowanie z drugiej klasy szkoły średniej (drogie dziatki, moje liceum trwało cztery lata, to tak na marginesie), dotyczy oczywiście "Cierpień młodego Wertera" Goethego. 

Dzieło owo, o ile dobrze pamiętam, traktuje o młodzieńcu imieniem Werter, który zapada na fatalne zauroczenie osobniczką imieniem Lota, która to chyba go nie kocha, a on się boi zagadać i poprosić o numer telefonu, w końcu ona wychodzi za mąż za kogoś bardziej ogarniętego, a on strzela sobie w łeb. Dzieło ma formę epistolograficzną, czyli po ludzku, opowiada historię w formie listów pisanych przez głównego bohatera do jakiegoś nieszczęśnika imieniem Wilhelm, ponoć jego najlepszego przyjaciela. Moim zdaniem była to przyjaźń a la wstęga Moebiusa - dobra tylko z pewnej odległości, bo w praktyce jednostronna i wiodąca donikąd. Czasami zastanawiam się, czy WIlhelm te listy w ogóle czytał i jak się czuł po ich lekturze - szedł na wódkę i panienki, popadał w depresję czy też popychał Wertera w otchłań beznadziei jeszcze głębiej, żeby potem mieć materiał do książki? 

Ale dosyć dociekań trzydziestoletniej, zgorzkniałej starej panny. Oddajmy głos słodkiemu, niewinnemu szesnastoletniemu dziewczęciu.

Temat: Gdybyś był adresatem listów Wertera, jaką dałbyś odpowiedź? Jaką radę? Czy próbowałbyś go podbudować, czy tylko współczułbyś mu?

Drogi przyjacielu!
  Twój ostatni list zmartwił mię okrutnie. Wiesz, że od dawna łączy nas uczucie głębokiej przyjaźni, dlatego Twoje cierpienie odczuwam jak swoje własne. Wiem, że pragniesz zachować w tajemnicy swą prawdziwą sytuację w obawie przed zmartwieniem matki. WYbacz mi, Werterze, ale nie mogłem dłużej dusić tego w sobie. Nie mogłem patrzeć spokojnie, jak cierpisz w osamotnieniu, mając tylu oddanych Ci przyjaciół.
  Proszę Cię, przyjmij ode mnie tę jedną radę: jeżeli brak Ci odwagi, by opuścić Lotę dla samego siebie, zrób to dla nas, Twoich bliskich. Jestem przekonany, że zmiana otoczenia dobrze wpłynie na Twoje samopoczucie i jeśli nawet nie zapomnisz Loty, to przynajmniej zagoją się rany i będziesz ją miło wspominał. Zanim jednak wyjedziesz, porozmawiaj z nią szczerze o swoich uczuciach. Jeżeli rzeczywiście jest taką wspaniałą kobietą jak mi opisujesz w listach, to z pewnością wysłucha Cię i okaże zrozumienie. Taka rozmowa pomoże Ci znieść ból rozstania i ukoi Twą zranioną duszę.
  Błagam Cię, weź sobie tę radę do serca. Naprawdę, wypływa ona ze szczerej przyjaźni i przywiązania. Wiem, że miłość jest uczuciem wspaniałym, ale tylko wtedy, gdy ma ona szanse na spełnienie. Miłość nie odwzajemniona staje się udręką dla duszy. i ciała. Z Twoich listów wywnioskowałem, że Lota darzy Cię sympatią i jest w jakiś sposób przywiązana do Ciebie. Czy nie lepiej więc będzie, gdy się po prostu zaprzyjaźnicie? Przyjaźń może być również piękna, a nie będziesz cierpiał zbyt mocno...
  Na tym kończę mój list. Twoja matka śle Ci pozdrowienia, a ja dołączam się do nich. Pamiętaj, że wszyscy jesteśmy szczerze Ci oddani i całym sercem jesteśmy z Tobą. Napisz, proszę, jak się miewasz i co porabiasz - ja i Twoja matka oczekujemy niecierpliwie na wiadomości od Ciebie.
Twój szczerze oddany przyjaciel,
Wilhelm


Krótkie podsumowanie:



Za moje wypociny dostałam 3 i uwagę, że taki list na pewno nie przekonałby Wertera. W sumie racja. Zostańcie przyjaciółmi? Wyjedź daleko? Pamiętaj o swojej matce? I co jeszcze, może Bóg, honor, ojczyzna?

Nie jestem dobra w pocieszaniu i doradzaniu w sprawach sercowych, ale znam się co nieco na tym, jak to jest być Wilhelmem, czasem też bywam jak Werter. I taki to wniosek, podparty dzisiejszym seansem "Sali samobójców" (polecam, kawał dobrego kina), wysnułam i przedstawię wam wszystkim: czasem bądź Werterem, czasem Wilhelmem, ale zachowaj równowagę między nimi.

BTW:


Zła, zła, zła Gosia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz