All kind of stuff you throw away
I'll buy on eeeebay
Znowu wpadłam w zakupowy szał jebajowo-amazoński.
Jak już wspomniałam, zasoby rękodzielnicze zajmują mi coraz więcej przestrzeni. Jak dotąd trzymałam to wszystko w plastikowych woreczkach, jakichś tam pudełkach po czekoladkach i kosmetyczko-kuferkach, ale postanowiłam być profesjonalna i zakupiłam sobie taki oto kuferek:
Oczywiście od razu się okazało, że to o wiele za mało i zakupiłam dodatkowo taką kolumbrynę (prawie mi ręce odpadły zanim ją doniosłam do domu):
I teraz mam już, można rzec, warsztat (oczywiście musiałam przedtem urządzić Akcję Stół i usunąć z niej masę różnych rupieci, np. misę na owoce z pomarańczami, które pamiętają jeszcze lato i soki owocowe z lodem):
Lampka z zielonym kloszem oświetla mi drogę przez ciemne zakamarki rękodzielnictwa, a to coś w japońskie znaki służy mi za matę, żeby koraliki nie rozsypywały się na wszystkie strony świata
Na domiar dobrego, w związku ze zwolnieniem zasobów mam teraz tyle plastikowych woreczków ze struną, że mogę zająć się profesjonalną dilerką.
Podczas gdy ja robiłam zdjęcia mojego warsztaciku, pewna nieco zapomniana gwiazda obiektywu postanowiła o sobie przypomnieć drogim czytelnikom Fucktu.
Gryzelda obecnie bardziej niż kiedykolwiek przypomina Bukę. Żre bez opamiętania, pomna, że zima za progiem. Coraz częściej też, kiedy po jej usilnych prośbach otwieramy balkon, nie wyściubia swojego aksamitnego noska na zewnątrz.
Przytulanka o kolejnej zaniechanej balkonowej eskapadzie futrzaka:
"W taką pogodę wszyscy jesteśmy kotami! Spalibyśmy cały dzień i nie wychodzili na ziąb."
W związku z gwałtownym spadkiem temperatur Gryzia postanowiła też ćwiczyć termokamuflaż. W sobotnie popołudnie szukam po domu kota. Szuflada Przytulanki ze skarpetkami - bez kota. Łóżka - bez kota. Pudła - bez kota. W końcu została namierzona:
Oczywiście, że nie widzicie, więc nieco jaśniejsza fotka jako rozwiązanie zagadki:
Zakupów ciąg dalszy: moja nowa myszka. Myślę, że ją kocham do szaleństwa. Jest taka słodka!
Jest maleńka...
składana...
z maluśkim odbiorniczkiem na usb:
...który można przyczepić myszce do brzuszka przy pomocy magnesiku:
I jeszcze ma milusie w dotyku etui, w które chowam moje cudeńko przed koteczkiem kiedy go nie mogę nadzorować:
No i najważniejsze, jest bezprzewodowa, więc koniec kocich walk z kablem. O k*rwiątko, teraz mogę umrzeć szczęśliwa :)
http://sponiewierany-olowek.pl/2010/09/29/zdrobnionka/
Oczywiście zakupiłam też trochę różnych artykułów do wyrobów błyskotek, z których jak najbardziej korzystam. Zdjęcia nie pojawią się już na blogu, ale jak ktoś chce śledzić moje poczynania w tej dziedzinie, to będę wszystko wrzucać na deviantart, do niniejszego folderu:
http://margotka.deviantart.com/gallery/#My-jewellery
Zamówiłam sobie ostatnio, zachęcona sukcesem z kamieniami ćwierćszlachetnymi, więcej kamulców celem jeszcze większych sukcesów. Przyszły, różne kolory, kształty i rozmiary, rozsypałam to wszystko, przebieram, przerzucam, zachwycam się jak mała dziewczynka albo jeden z rozbójników w Sezamie. Komentuję moje wrażenia biednej Przytulance, który zapewne ma to gdzieś:
- Zobacz, bejbe, jakie fajne, każdy inny! I to wszystko zrobiła natura, zdolna bestia...
Na co Przytulanka z kamienną twarzą:
- Pff, ma do dyspozycji wysokie temperatury, ciśnienie... Każdy głupi by tak potrafił.
Wysłałam to wczoraj do kolegi XL. Kolega rozesłał po biurze, zyskując +100 do zajebistości. A co tam, wy też się pośmiejcie, jeżeli jeszcze jakimś cudem tego nie znacie (tłumaczenia nie będzie, bo to nieprzetłumaczalne):
Odtąd już chyba zawsze będę zaczynać chat z programistą od "smee again", a jak klientowi się coś nie podoba, to goan... :D
Pogoda zrobiła się po prostu makabryczna. Ja wiem, że listopad, że zima idzie, ale do jasnej niespodziewanej, bez przesady. W ten weekend mieliśmy mieć huragan imieniem Tomasz.
Przypomina mi się stary dowcip z "Uśmiechu numeru":
Rodzice wysyłają telegram do wujostwa na wsi, gdzie bawi ich latorośli:
"Tomek zostanie u was jeszcze trochę, u nas trwa tornado"
Otrzymują odpowiedź:
"Odsyłamy Tomka, przyślijcie raczej tornado"
Tomasz nie przyfrunął (a przynajmniej nie zauważyłam, żeby było jakoś bardziej wietrznie niż zazwyczaj), ale paskudnie było, i owszem. Dziś nad ranem jak nie pizdnęło z kieleckiego, jak nie chlusnęło deszczem o szybę, aż się obudziłam ze strachem, że powódź i Tomasz za chwilę zerwie nam dach.
Na wczorajszych zajęciach z francuskiego zrobiliśmy część przykładowego egzaminu DELF A2. Uzyskałam 23/25 punktów z rozumienia ze słuchu i 20/25 z rozumienia tekstu. Jak żyję, nie spodziewałam się, że ze słuchu pójdzie mi lepiej niż z czytania, bo na kursie ledwo z tego daję radę.
W ogóle kurs zrobił się ostry. Ale za to mam super nauczycielkę! Patricia postawiła sobie za cel wyszykować nas wzorowo do egzaminu i coś czuję, że dzięki niej niestraszny mi nawet i B1. Już postanowiłam na 100%: choćby się waliło i paliło, w lutym zdaję DELF, bez wymówek. Jak to powiedział kolega XL:
Bordell de merde, il faut y aller, pas de discussion!
(razu pewnego poskarżyłam się, że nie chce mi się iść na kurs i poprosiłam o kopniaka motywacyjnego...)
Ostatnio rozkoszuję się bardziej niż zwykle zespołem Pogodno. Zrobiłam sobie nawet playlistę na YT:
http://www.youtube.com/playlist?list=PLCFCEB4EE52268CDB
Mój ulubiony ostatnio kawałek to "Narkotyki" ("idź pan w ch*j z taką kolią, co czyni duszę niespokojną" :C)
Dla lansu dodam, że przed laty, kiedy byłam młoda i ładna, zaliczyłam jeden z pierwszych koncertów Pogodna. Było to w Domu Kulturwy "Słowianin" na WOŚP 1997 (?). Już wtedy mnie porwali. Drugi ich koncert, którego miałam okazję posłuchać, odbył się w Toruniu w klubie Od Nowa kole roku 2002. A trzeci, ostatni, miał miejsce na finałach Tall Ships Races w Szczecinie w 2007. Powiem tak: Pogodno najlepiej smakuje na żywo :)
BTW, ale ja stara jestem, wspomnienia jak sprzed wojny, nie przymierzając. Było nie było, za 4 tygodnie moje ostatnie -dzieścia.
A jeśli mowa o moich najbliższych urodzinach, to wypadają one w tym roku w poniedziałek. Jako, że kombinacja praca+urodziny+poniedziałek nie ma szans zadziałać, postanowiłam wyeliminować jedyny czynnik, który mogę wyeliminować i poświęcić jeden jedyny dzień urlopu, jaki mi jeszcze do końca roku pozostał (nie licząc gwiazdki, na którą vacazione mam już przyklepane) na Święto Małpy w Czerwonym. Planuję iść do fryzjera i farbnąć sobie włosy, o! Nigdy tego nie robiłam, a skoro jeszcze jestem przez te 4 tygodnie smarkata, to sobie zaszaleję.
W przeddzień moich urodzin wybieramy się też z Przytulanką na koncert Acid Drinkers (tak, tu, w naszym malym Duplinku). W sumie nie jestem wielką fanką Kwasożłopów, ale ciężko w Dub o koncert dobrej polskiej grupy, więc nie odpuszczę.
Cycując znanego dżołka: "i nagle wokół mnie zrobiła się środa". Dobrej nocy/dnia, rodacy.
Tradycyjnie już tłumaczę się z podtytułu notki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz