czego to człowiek nie wymyśli, kiedy nosi go kreatywność...
Skończyłam dzisiaj drugą rundę z sagą "Zmierzch" (tym razem w oryginale, ale o tym inną razą) i musiałam wypełnić czymś tę nagłą pustkę w duszy mej. Po pozmywaniu i przygotowaniu mniamuśnego lunchu na jutro (jadanie gotowych dań na mieście nam już totalnie zbrzydło), zupełnie niespodziewanie, zabrałam się za robienie lolcatów
Voila:
jak łatwo się domyślić, w przypadku dwóch ostatnich fotki są mojego autorstwa, a bohaterką tychże jest moja jedyna, niepowtarzalna Gryzelda
Skończyłam dzisiaj drugą rundę z sagą "Zmierzch" (tym razem w oryginale, ale o tym inną razą) i musiałam wypełnić czymś tę nagłą pustkę w duszy mej. Po pozmywaniu i przygotowaniu mniamuśnego lunchu na jutro (jadanie gotowych dań na mieście nam już totalnie zbrzydło), zupełnie niespodziewanie, zabrałam się za robienie lolcatów
Voila:
jak łatwo się domyślić, w przypadku dwóch ostatnich fotki są mojego autorstwa, a bohaterką tychże jest moja jedyna, niepowtarzalna Gryzelda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz