środa, 13 maja 2020

To co ty właściwie jesz? cz. 2

Ups, zapomniało misiem, że kiedyś tam obiecałam serię notek o pichceniu. No ale co się odwlecze... Zapraszam na część drugą!

Gwoli przypomnienia: mam nietolerancje pokarmowe (z pewnością na laktozę, być może również na niektóre zboża; niestety, test, który robiłam pod tym kątem okazał się być niewiarygodny, więc żyję w niepewności), jestem wege i niespecjalnie lubię spędzać czas na gotowaniu czy zakupach spożywczych. Wszystko, co przygotowuję, musi być szybkie, łatwe, w miarę zdrowe & bezmięsne. Nie jest mi łatwo, ale znalazłam/ukułam parę złotych przepisów.

Dzisiaj będziemy robić danie obiadowe. Pokażę wszystko na przykładzie chili sin carne (nie, to nie literówka, dosłownie 'chili bez mięsa'), które zrobiłam parę tygodni temu, ale ta sama metoda działa na curry (które również często robię).


Składniki:
- cebula
- czosnek
- przyprawy
- olej
- warzywa wedle uznania (oprócz ziemniaków, o czym później)
- sos
- dodatek proteinowy (jeśli taka wola)

Okej, chyba się zapędziłam. Nie baudzo nawet umiem sporządzać przepisy. Może lepiej zamiast tego wytłumaczę, na czym zasadza się "filozofia" całości.

Filozofia sprowadza się do następujących kroków:

1. Posiekaj wszystko w kostkę, piórka, plasterki czy co tylko. Osobiście radzę zrobienie tego zanim pójdzie w ruch garnek, bo jeśli nie macie dość wprawy w siekaniu, to może się zdarzyć, że niektóre składniki będą się już przypalać, a wy będziecie jeszcze tańczyć z nożem. Nie polecam.

Tak, wiem, że nie słucham własnej rady. Otóż uprzejmie donoszę, że mam za małą deskę, żeby wszystko się zmieściło, jak również mam dużą wprawę z nożem. Za to w ramach czynności wstępnych przygotowałam paprykę do siekania (wycięłam szypułki i środek, przepołowiłam itp.)
Jeżeli zamierzasz wykorzystać warzywa z puszki, to na tym etapie trzeba je odsączyć, żeby były gotowe do wrzucenia do gara; wyjątek: pomidory.

2. Włącz palnik, wlej trochę oleju, rozgrzej go, wrzuć cebulę, czosnek i przyprawy, mieszaj wszystko, żeby zmiękło i się nie przypaliło (cebula nie musi być brązowa). Z przypraw polecam: sól, Tercet Zupny AKA liść laurowy+ziarenka pieprzu+ziele angielskie, no i oczywiście chili. Osobiście używam papryczek chili, bo są bardziej aromatyczne i pikantne niż proszek (kupuję wielkie wory w supermarketach azjatyckich, po czym wszystko mrożę; bonus: mrożoną papryczkę dużo łatwiej się kroi). Jeżeli robimy curry, to na tym etapie leci do gara również pasta lub proszek curry.



3. Do cebuli dorzuć składniki, które długo się gotują i przesmaż wszystko razem. Nie wiem, czy ma to jakieś podstawy naukowe, ale zawsze uważałam, że to służy scementowaniu smaku. Przez długo gotujące się składniki rozumiem: marchew, bataty (stanowczo odradzam używania ziemniaków w niniejszym przepisie; gotują się bardzo długo i wydzielają jakieś ohydne gówno do cieczy, w której dochodzą), mięso, warzywa strączkowe i warzywa mocno zmrożone (tak, używam mrożonek i konserw, bo kupowanie świeżych warzyw na zapas po prostu się nie udaje z powodu ich krótkiego okresu przydatności; nie mam warunków, żeby kupować warzywa co kilka dni i już).


4. Dodaj sos. W przypadku chili używam pomidorów z puszki i passaty, ale do curry już jest lepszy wybór - można albo trzymać się sosu pomidorowego (wtedy będzie curry w stylu indyjskim(?)), albo użyć mleka kokosowego (wtedy będzie curry w stylu tajskim - osobiście wolę tę wersję, bo słodkie). Można też użyć wody, ale wtedy polecam dorzucenie kostki rosołowej dla poprawy smaku.


5. Gotuj wsio aż prawie-że zmięknie, dorzuć składniki, które gotują się krócej i gotuj dalej. W moim przypadku takim składnikiem była cukinia, która dochodzi raz-dwa. Inne szybko gotujące się warzywa to: por, jarmuż, bakłażan, grzyby, tofu (z tym ostatnim w ogóle radzę uważać: jeżeli jest to tofu japońskie, to lepiej je przed wrzuceniem do garnka trochę obsmażyć w panierce z mąki kukurydzianej).

Czy wszystko osiągnęło miękkość, która cię zadowala? Gratuluję, obiad gotowy! Chili świetnie współgra z frytkami, curry z ryżem, można też całość zagryzać chlebem; oczywiście każdy ma swoje upodobania.


Powyższy instruktaż jest niesamowicie uniwersalny i łatwy do zapamiętania. Wypatrzyłam go kiedyś w internecie jako przepis na zupę (nawiasem mówiąc: jeżeli wszystkie warzywa są ugotowane do miękkości i przynajmniej jedno wydziela więcej skrobi - celem zagęszczenia - to po ugotowaniu i ostudzeniu można całość zmiksować i mieć zupę-krem), od tego czasu stosuję niniejszą recepturę parę razy w tygodniu i mogłabym to robić przez sen. Kombinacji jest tyle, ile warzyw, czyli... skończenie wiele, ale mimo wszystko od cholery. Moje ulubione zestawy:
- curry z mlekiem kokosowym, ciecierzycą, marchewką i batatami
- chili z mielonym sojowym, sosem pomidorowym, fasolą czerwoną, kukurydzą i papryką (czyli w sumie prawie to, co powyżej; nie miałam mielonego, ale za to miałam cukinię)
- żółte curry z mlekiem kokosowym, papryką, szpinakiem i batatami
- protoplasta, czyli "zupa" z fasoli mung i jarmużu (składnik, którego nie znać w tytule, a robi różnicę: marchewka; zamiast sosu używa się wody z kostką rosołową)
- soczewica, marchew, pomidory (ciekawostka: tak przygotowane curry/chili/potrawka może służyć za nadzienie do mussaki, lazanii lub wegetariańskiego shepherd's pie; gotowana soczewica, brązowa lub zielona, bardzo przypomina mięso mielone)

Mam nadzieję, że pomogłam i zainspirowałam was do wprowadzenia odrobiny egzotyki do codziennego gotowania.  Smacznego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz