sobota, 4 kwietnia 2020

Zapiski z kwarantanny, cz. 3

Alejakto już kwiecień?
Przypełzł, po cichutku, na paluszkach. A może stąpał normalnie, ale byliśmy tak zajęci waleniem w klawiatury służbowych pecetów i zabijaniem nudy przed telewizorem, że nie usłyszeliśmy?

Tak czy siak, mamy wiosnę. Wyciągnęłam leżaki ze strychu (razem z dekoracjami wielkanocnymi) i przy ostatniej wizycie Pana Tesco nawet wprowadziłam trochę koloru do salonu i kuchni!


W ubiegły weekend wybyliśmy z domu na ciut dłuższą przechadzkę, dalej niż ustawowe 2 kilosy, ale w słusznej sprawie: żeby odebrać dostawę żelu antybakteryjnego do rąk z Parcel Motel. Żel okazał się ściemą, ale przy okazji zaliczyliśmy sklep na pobliskiej stacji benzynowej celem nabycia, że się tak wyrażę, środków dezynfekcji doustnej. Przechadzka to ok. 4 kilometrów w jedną stronę, więc wróciliśmy do domu dość wymęczeni, ale zadowoleni z tej plenerowej rozpusty. Czy można się upić świeżym powietrzem? Pytam dla kolegi.

Nie natknęliśmy się na zbyt wielu ludzi, ale było dość wcześnie rano. Widzieliśmy patrol policji wchodzący do parku, jak również dziwne znaki tamże.


W niedzielę miałam napad choroby Perfekcyjnej Pani Domu. Naprawiłam odkurzacz (dwoje dorosłych z długimi włosami i kot, wiadomo) i koci drapaczek. Okazało się dość szybko, że nie mam potrzebnych narzędzi, ale poradziłam sobie z tym, co mam i jest git majonez. Kota początkowo wąchała dość nieufnie, ale w końcu doceniła, że nowy sznurek jest grubszy i twardszy. W bonusie dostała nową zabawkę, więc tym bardziej kocia radość.


Tego samego dnia wyszorowałam kuchnię. Zaprawdę powiadam wam, kobitki: jeżeli wasz mężczyzna odkryje w sobie pasję gotowania, to przygotujcie się na to, że kuchnia będzie wymagała trzy razy więcej sprzątania niż normalnie! Kiedy w końcu wypucowałam tę odrobinę blatów (ujmę to tak: moja kuchnia musiała być zaprojektowana przez kogoś, kto nie gotuje), zlew i stół, nagle poczułam, że moja kuchnia to przyjemne miejsce i nazajutrz rano z wielką radością robiłam w niej kawę i śniadanie.

W pracy jak zwykle, nudy i trochę zapierdolu. Tak, można być jednocześnie znudzonym i zajętym. Cuda, panie.

Nie zawsze mamy wpływ na to, co się dzieje w pracy, ale prawie zawsze możemy zdecydować co będzie na lunch!


W środę (tak, w prima aprilis) zaczął pikać mój wykrywacz dymu. Generalnie nigdy się tym urządzeniem nie interesowałam: przyjęłam, że musi być w każdym domu, że jest podpięte do instalacji elektrycznej i siedzi sobie na suficie, nie wadząc nikomu. Otóż błąd! Albowiem okazało się, że:
  • urządzenie to ma datę ważności i musi być wymieniane co 10 lat
  • data na moim wykrywaczu jest częściowo zdarta, więc nie wiem, czy ten 2013 rok, który tam widzę to data instalacji czy ważności (jeżeli to pierwsze, to poprzedni właściciele mojego mieszkania są jeszcze większymi idiotami i leniami niż myślałam)
  • urządzenie jest co prawda zasilane z sieci, ale ma też 9V baterię "w razie W"
  • kiedy bateria zaczyna siadać, kurewstwo zaczyna pikać; tak co parę minut
  • dynks jest wykonany z plastiku, więc nietrywialnym jest otworzyć jego obudowę; zapewne to samo odkrył poprzedni pan domu, tylko nie przejmował się tym, że ktoś będzie następny w kolejce do wymiany baterii i zdejmując obudowę połamał zapadkę, która to umożliwia (niespecjalnie się tym nawet zdziwiłam, to samo stało się przy wymianie "farelki" w łazience; demontaż wymagał połamania całości w drobny mak)
Suma sumarum, pogooglałam jakie urządzenie się nada (są na to certyfikaty i numerowane standardy, oczywiście), jakie są potrzebne baterie, ile to kosztuje, zamówiłam (tym razem nowszy model; obudowę zdejmuje się odkręcając) i czekam. Wykrywacz nadal pika, ale już się przyzwyczaiłam i nie zwracam na to specjalnie uwagi. Przy okazji okazało się, że chociaż sklep elektryczny, z którego zamówiłam te paskudztwa, ma stronę w domenie .ie, to wysyłka odbywa się z Wielkiej Brytanii, więc cholera wie kiedy to przyjdzie. Oni są ciulami, a ja następnym razem zrobię więcej researchu czy dany sklep internetowy jest *naprawdę* irlandzki.

Przy okazji ukłon w stronę tutejszego Urzędu Miasta, bo na ich stronie wymagany standard urządzenia jest podany w konwencjach irlandzkiej, brytyjskiej i amerykańskiej. To baaaardzo ułatwia zamawianie online! Genialne!

Około wtorku Rumianek wyhaczył, że jeden z naszych ulubionych komików brytyjskich, Jimmy Carr, zaczął robić dzienny quiz na youtube. W dni robocze, o godzinie 18:00 czasu brytyjskiego są pytania, a o 20:00 odpowiedzi. Pytania są prześmieszne i dość ciekawe. Póki co dajemy radę (poza pytaniami z geografii, z której zawsze byłam i będę beznadziejna) i dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy. Np. czy wiecie, że Gary Numan jest 13 dni starszy od Gary'ego Oldmana? :) Serdecznie polecam!



Wczoraj, czyli w piątek, skończyłam pracę o w miarę ludzkiej godzinie i zabrałam się za porządkowanie mojego elektronicznego pierdolnika. Jak to w każdym nowoczesnym domu: miliony ładowarek i zasilaczy do nie wiadomo czego, kabli do urządzeń, które się dawno zepsuły, zużytych baterii itp. Póki co wywaliłam jedną reklamówkę popsutego badziewia i wytypowałam pudełko po butach różnych artykułów, które chętnie komuś oddam za darmoszkę. Przy okazji aktywowałam moje stare dyski zewnętrzne (i zrewidowałam zawartość, odkrywając parę perełek). A przynajmniej dwa z trzech, bo do trzeciego nie mogę znaleźć zasilacza :( Niestety zrobiło się późno i nie skończyłam, ale wszystko idzie w dobrym kierunku!

To jest oczywiście "przed" :)

Dzisiaj rano zaś pojechaliśmy w świat rowerami! Była to wyprawa pełna przygód i dostarczyła niebywałych wzruszeń.

Po pierwsze, rowery mieszkają sobie w szopie, której nie otwierałam od miesięcy. Okazało się, że moja wspaniała, super bezpieczna, galwanizowana kłódka ciut zardzewiała i teraz jeszcze trudniej ją zamknąć. No comments.

Po drugie, rowery stały w szopie od chyba roku (zwyczajnie nie mam kiedy i gdzie jeździć; do pracy za daleko i niebezpiecznie), więc wymagały przygotowania do trasy. Popsikaliśmy piasty kół i łańcuchy jakimś lubrykantem (który się wówczas skończył; doskonały timing po prostu) i oczywiście napompowaliśmy koła. Przy okazji wreszcie nauczyłam się używać mojej pompki rowerowej (dotąd zajmował się tym Rumianek, bo sposób mocowania końcówki na zaworze był zbyt skomplikowany dla mojego ptasiego móźdźku).



Na szczęście ulice były pustawe i doturlaliśmy się do Parcel Motel bez problemu (przy okazji: jakimś dziwnym trafem jestem teraz w posiadaniu 600 filtrów papierowych do ekspresu do kawy; zapraszam na kawę, ewentualnie mogę się wymienić na maseczki lub rękawiczki - zarówno owe artykuły, jak i filtry zniknęły ze sklepów :D). Mieliśmy jechać na zakupy spożywcze do Lidla (Tesco ma wykupione wszystkie terminy dostaw domowych na najbliższe trzy tygodnie), ale przypomniałam sobie, że przecież za płotem stacji benzynowej jest Aldi, więc poszliśmy tam. Generalnie wolę naszego lokalnego Lidla, bo jest 2 razy większy, czysty, ładny i pełen dobrych rzeczy, ale naprawdę nie chciało mi się tam pedałować. W sumie nie potrzebowaliśmy zbyt wielu rzeczy, bo mam dobre zapasy, ale chciało mi się jakichś świeżych warzyw, i byłam też ciekawa jak wygląda teraz kupowanie w sklepach, czy są zachowane środki ostrożności itp. Wnioski:
  • do sklepu wpuszcza się tylko po parę osób, ale alejki są trochę zbyt wąskie, żeby zachować te 2 metry odstępu
  • nie wszyscy mają maseczki i rękawiczki, z obsługi mało kto
  • nie brakuje żadnych towarów (był świeży czosnek, Cthulhu niech będą dzięki <3)
  • ludzie niespecjalnie się przejmują wymaganym odstępem w kolejce do kasy
  • transakcje gotówkowe są nadal dopuszczalne (nie korzystam ofkors, w sumie to samo i bez zarazy)
  • ludzie nadal kupują sporo, ale nie tak jak na tych fotkach krążących po necie, że 10 paczek papieru toaletowego; normalne ilości, po prostu więcej produktów, zapewne po to, żeby nie musieć zbyt prędko jechać znowu
Nie wiem, czy maska zabezpieczająca ryj przed odmarznięciem jest wystarczająca w czasie epidemii, ale doszłam do wniosku, że to lepsze niż nic. Bonus: czułam się w niej tak niekomfortowo, że byłam mocno zmotywowana, żeby szybko zakończyć zakupy!


Nie będę się nawet rozwodzić nad tym, jak bardzo nie mam kondycji. Po powrocie do domu byłam jeszcze bardziej wykończona niż kiedy zaliczyłam tę samą trasę piechotą! Ale za to mamy dużo dobrych rzeczy, w tym zapas mleka roślinnego, i nawet kupiliśmy jakieś czekoladowe jajo, bo były mocno przecenione (supermarkety zawsze zamawiają ich na tony, tylko w tym roku zapewne mocno spadnie zbyt). Dziwne to było, bo od miesiąca nie jadłam słodyczy. Na szczęście kupiliśmy Cadbury's, więc nie poczułam się zachęcona, żeby zjeść tego więcej (bo bądźmy szczerzy, czekolada tej firmy jest przechujowa).

Cieszę się, że odbyliśmy tę wyprawę. Przekonałam się, że na Tesco nie kończy się świat i mam jakieś możliwości bezpiecznego transportu na dalsze odległości niż pozwalają mi nogi. Czuję się dużo spokojniejsza i nieco bardziej optymistycznie podchodzę do najświeższych wieści, że mogę tkwić w domu nawet do końca czerwca.

Z wieści na froncie walki nudą przy pomocy rozrywki:
  • skończyliśmy drugi sezon "Człowieka z Wysokiego Zamku" i chociaż serial bardzo mi się podoba (mimo, że odstaje dość sporo od książki), to mam ochotę zastrzelić albo Jeanette Olsson, albo kogoś, kto zadecydował, żeby nie zaimplementować opcji przeskakiwania czołówki w Prime Video
  • nie przeczytałam absolutnie nic; jednak te dojazdy do pracy miały jakiś plus
  • wspomniana już wcześniej na blogu gra House Flipper wypuściła prześmieszny dodatek na Prima Aprilis: można kupić i wyremontować nowy dom, który jest... bazą naukową na księżycu! uśmiałam się setnie
  • zaczęłam oglądać (sama) Mad Men i jestem zachwycona
Panna Maggie May była w tym tygodniu, jak i w poprzednich, kwintesencją wdzięku i uroku. Dlatego na zakończenie mojego pierdu-pierdu pozostawię was z paroma ujęciami mojej biało-czarnej panienki, życząc wam, żebyście mieli równie wyjebane.


"Podsiadłam cię, to podsiadłam, na chuj drążyć temat"



5 komentarzy :

  1. Wow, jestem pod szczerym wrażeniem Twojej produktywności!
    "Przy okazji okazało się, że chociaż sklep elektryczny, z którego zamówiłam te paskudztwa, ma stronę w domenie .ie, to wysyłka odbywa się z Wielkiej Brytanii, więc cholera wie kiedy to przyjdzie." -> znam doskonale ten problem, wiele sklepów udaje, że są szwajcarskie, a tak naprawdę są niemieckie lub austriackie - i trzeba czekać, zwłaszcza teraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałam, że to jest jakiś bardziej powszechny szwindel. IMO EU się powinno tym zająć, to jest oszukiwanie konsumentów. Na ebayu (gdzie już nie kupuję, bo się cokolwiek nacięłam) kiedyś była opcja szukania sprzedawców tylko z wybranych krajów, ale na Amazonie np. nie ma, dlatego poszłam do sklepu 'irlandzkiego'.

      Usuń
    2. Niestety. Amazon z kolei często oszukuje, podstawiając chińskich sprzedawców zarejestrowanych w UK - ale produkcja i wysyłka towaru jest z Chin. (A ja staram się nie kupować nic chińskiego, gdy tylko się da, bo po pierwsze nie znoszę tego kraju za łamanie praw człowieka i zwierząt; po drugie - jakość jest strasznie kiepska). Tak, UE powinno się tym zająć. BTW, na Amazonie niemieckim, do którego Szwajcaria jest przyporządkowana, większość produktów nie jest wysyłana do Szwajcarii - a z jakiegoś powodu nie ma opcji wyszukiwania tylko tych, które są (co jest idiotyczne, zwłaszcza w czasach zarazy).

      Usuń
    3. Tak, amazon brytyjski to samo. Idziesz na .com, widzisz "mieszkasz w Irlandii? rób zakupy na .co.uk!", bo czym jak próbujesz cos kupic na .co.uk to 90% sprzedawców ci tego nie wysle do Irlandii "bo nie." Na szczescie jest Parcel Motel ;)

      Usuń
    4. U nas jest Grenzpaket... ale teraz niedostępne, bo nie ma jak podjechać do Niemiec.

      Usuń