sobota, 21 stycznia 2012

Szał łakomych ciał

Zdolniacha ze mnie, nie powiem.

Wzięło mnie ostatnio na opróżnianie zalegających w naszym domostwie od przynajmniej dwóch przeprowadzek zapasów suchego żarcia dla ludzi. Wnikliwy przegląd szafki na jedzenie ujawnił niesamowicie ciekawe znaleziska. Niektóre nie nadają się już do spożycia, a reszta zabiła mi ćwieka. Na przykład: co zrobić z ogromnymi ilościami ziarna sezamu?

Postanowiłam upiec ciasteczka!

Ściślej rzecz biorąc, najpierw myślałam o ciasteczkach owsianych, ale stare musli, które chciałam na to przeznaczyć, już nie nadawało sie do użytku, więc sezam. Nic takiego, pomyślałam sobie, po prostu w przepisie zastąpię płatki owsiane sezamem... Hahaha!

Okazało się, że powinnam była dodać więcej mąki. Masa wyszła za rzadka, i mimo, że nałożyłam na blachę wcale estetyczne kółeczka, w piekarniku w try miga wszystko rozlało się w jeden, ogromny placek. Nic to, myślę sobie, wyjdzie coś słodkiego i z sezamem, nie będzie źle. Wycofywać się nie ma sensu.

Nie wiedziałam, ile czasu trzymać moją breję w piekarniku. Co jakiś czas sprawdzałam stopień twardości, nawet miałam wrażenie, że breja jeszcze bardziej rozmięka i rzednie pod wpływem temperatury. Po 20-30 minutach zdecydowałam, że breja już bardziej nie zgęstnieje i wyciągnęłam blachę (a właściwie blachy) z piekarnika. I zostawiłam, i zabrałam się za muffinki (o czym pisać nie będę, bo muffiny dziś robią wszyscy, nawet faceci). 

Jakiś czas potem przyjrzałam się dalszym losom mojego sezamowego potwora. Wyglądał cokolwiek strasznie:



Popukałam - po ostygnięciu stwardniał jak żywica. Miałam wrażenie, że jak spadnie mi na nogę, to mi odetnie palce u stopy. Jednakże kiedy zaczęłam oddzierać papier do pieczenia, okazało się, że wyszedł kruchy, cienki placek...



Który smakuje jak sezamki, a nawet lepiej, bo ma więcej sezamu niż cukru. Tak więc, chwyciłam wielkie pudło, ostrożnie połamałam moje potworki i mam teraz zapas pyszności na... nie wiem, na jak długo, bo jest takie pyszne, że chyba muszę się przywiązać do krzesła, żeby nie zjeść wszystkiego na raz.



Sezamki domowej roboty... Mogę umrzeć spełniona. Po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz