czwartek, 5 stycznia 2012

Merry Crisis and Happy New Fear

Urodziny tak blisko końca roku to dar, czy przekleństwo?

Kiedy byłam młodsza, często spotykałam się z wyrazami współczucia wobec faktu, że urodziłam się w Mikołajki, bo sytuacja ta powodowała nierówną dystrybucję prezentów w ciągu roku. Osobiście nigdy na to nie narzekałam, dzięki temu czułam się w pewien sposób wyróżniona - w końcu 6. grudnia to szczególna data i trudna do zapomnienia. Grudzień, z powodu moich urodzin, Bożego Narodzenia i Sylwestra, zawsze kojarzył mi się z magią, radością i oczekiwaniem na nowe i lepsze.

I nagle obudziłam się z trzydziestką na karku.

Świat się nie zawalił, 30 to w końcu nowe 20, urodziny świętowałam w Warszawie, przy dobrym winie, w kameralnym gronie oddanych przyjaciół. Zniosłam to chyba całkiem nieźle. To w końcu tylko liczba, prawda? Prawda?

Ale nie ma się co oszukiwać - taka liczba daje do myślenia, zwłaszcza, kiedy krótko potem przychodzi Nowy Rok i czas sprzyja refleksji nad sobą - co tak właściwie robiłam ze swoim życiem przez miniony rok i pozostałe 29 lat. Odpowiedź brzmi: niewiele. 

Zawężając obserwacje do minionego roku: zrobiłam certyfikat z francuskiego, po czym mocno się opuściłam, nie zrobiłam od tego czasu praktycznie żadnych postępów. Mocno schudłam, a potem znowu przytyłam. Moje życie towarzyskie się ożywiło, po czym troje najbliższych współpracowników opuściło nasz kierat. Generalnie mam za sobą 12 miesięcy nieustannej ambicjonalnej huśtawki: jednego dnia czułam, że mogę wszystko, drugiego dochodziłam do wniosku, że wszyscy idą do przodu oprócz mnie. W jednym tygodniu zasuwałam jak salaryman, nie mogąc zasnąć z nadmiaru adrenaliny, żeby w następnym nudzić się jak mops i przeglądać memebase. Bilans wychodzi na zero.

Co poszło nie tak? Nie mam czerwonego pojęcia. Zaczynam skłaniać się ku wyjaśnieniu, że tak miało być, a równowaga to stan ze wszech miar pożądany we wszechświecie. Mogę pogrążyć się w żalu, wydrapywać pazurami co moje, albo przystanąć w biegu i szukać znaków.

Rozważając wszystkie za i przeciw, postawiłam na to ostatnie, i w związku z tym mam jedno, wielkie postanowienie noworoczne:

Będę dla siebie dobra.


Będę robić to, co lubię, pielęgnować pozytywne emocje, przebywać w towarzystwie tych, którzy mi dobrze życzą i udawać się do miejsc, gdzie dobrze się czuję. Nie wiem jeszcze, czy to podziała, ale jestem pełna dobrych przeczuć.



Przy okazji, z pewną dozą nieśmiałości, obwieszczam, że zaczęłam zgłębiać pewne obszary kreatywności, na sukces w których już dawno postawiłam krzyżyk. Owoce pojawią się na blogu w stosownym czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz