Om nom nom nom.
Ciocia pytała mnie wczoraj na GG, czemu nie ma nowych notek na blogu, bo poprzednia ma już tydzień! Co to ma być? Dawać notkę!
Powodów jest wiele. Po pierwsze, zgodnie z noworocznym postanowieniem,
staram się ograniczyć czas spędzany w Internecie (mogę kiedyś z niego
nie wyjść i co wtedy?). Po drugie: uczę się do egzaminu z francuskiego i
nie mam czasu. Po trzecie: nie chce mi się. Po czwarte: nie mam nic
ciekawego do powiedzenia. Po piąte: nie zabijaj.
No ale, właściwie to mam dziś coś do pokazania. Trochę w tym samym tonie co poprzednia notka, ale z braku laku...
Ugotowałam w piątek, a właściwie upiekłam, takie coś:
Pieczeń wołowa w ziołach różnych. Przepis: obtocz w przyprawach,
które masz pod ręką, zawiń w folię aluminiową i sru do pieca na 190
stopni, ok. 1.5 godziny (kawał mięcha na zdjęciu ma troszkę ponad
kilogram). Trochę się obawiałam jak to będzie, bo nigdy w życiu nie
piekłam mięcha i w ogóle jakoś nie mam szczęścia w obchodzeniu się z
piekarnikiem, ale wyszło rewelacyjnie - soczysta, super aromatyczna
pieczeń.
Zioła, których użyłam: przyprawa do szaszłyka, majeranek, mielony imbir.
Szkoda, że nie da się sfotografować zapachu :)
Dziś zaś popełniłam co następuje:
Czekoladowe "coś". Przepis wyciągnięty stąd:
http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=336667
Wygląda jak pradziwe, czekoladowe ciasto, smakuje nieziemsko i jest w
100% zgodne z dietą. Na dodatek przygotowanie zajęło ok. 5 minut + 5
minut pieczenia w mikrofali. Na rzecz tego czegoś kupiłam - pierwszy raz
w życiu! - proszek do pieczenia. O tempora, o mores!
Moje eksperymenty wciąż wypadają zachęcająco, choć nie zawsze się w 100%
udają. Np. w tygodniu próbowałam zrobić deser "zebra", który polegał na
przygotowaniu (przy użyciu jogurtu naturalnego, białek i żelatyny)
dwóch mas o różnych smakach, które po lekkim stężeniu należało
wymieszać. Niestety, zostawiłam toto na noc w lodówce i rano było już za
późno na mieszanie czegokolwiek, ale każdą z mas osobno zeżarłam
wczoraj, leżąc w łóżku i oglądając komedie romantyczne. Prawie jak w
filmie z tegoż gatunku.
Kto wie, może kiedyś nakręcą komedię romantyczną o diecie Dukana? Myślę,
że wiele kobitek chętnie by obejrzało, jako inspirację i lekki
odpoczynek. Ja np. w ramach relaksu udałam się ostatnio do kina z Muriel
na "Jedz, módl się, kochaj" i widok patykowatej Julii Roberts
zażerającej się pizzą wytrącił mnie z równowagi. A gdyby tak taka Julia
zażerała się jakimś proteinowym, beztłuszczowym posiłkiem?
Jak zwykle, moje pomysły wyprzedzaja epokę. Ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz