sobota, 22 stycznia 2011

Badania w zakresie literatury

Wykonywanie postanowień noworocznych idzie mi po prostu wspaniale...

Z okazji nowego roku obiecałam sobie, że przestanę kupować nowe książki i przeczytam to, co mam. I żeby być konsekwentną, dziś kupiłam 8 nowych książek.

Wybrałam się na miasto celem zrobienia poważnych zakupów (m.in. tortownicy, butów trekkingowych i paru turystycznych gadżetów) i na swoje nieszczęście przechodziłam koło taniej książki. Przede wszystkim trzeba wam wiedzieć, że w tym kraju tania książka jest naprawdę tania jak barszcz, np. w charity shops (czyli ciuch-budach) książki potrafią chodzić po 50 centów sztuka, i to czasem takie tytuły, że rozum wysiada, np. znajoma ostatnio za kilka euro kupiła całkiem przyzwoite wydanie wszystkich tomów Kronik Narni. Dla bibliofila (którym chyba jestem, troszkę) to prawdziwy raj.

Ad meritum. Przechodzę sobie koło takiej księgarni, a tam kilka solidnej wielkości pudeł opatrzonych napisem: "1 sztuka - eu1.50, 4 sztuki - eu 5". Zaczęłam więc przebierać, pierwotnie bez większych nadziei, bo księgarnia ta była mi już znana i nigdy nie widziałam w niej nic szczególnie ciekawego, tylko jakieś bzdety typu sennik na 2008 rok i biografie irlandzkich sportowców (kolejna dygresja: opadłyby wam szczęki, gdybyście widzieli, ile tu jest książek o sporcie - biografie sportowców, trenerów, komentatorów, historie drużyn, historie dyscyplin - jak na tak mały kraj po prostu niemożliwa liczba tytułów).

Dodam, że ostatnio odczuwam w życiu kulturalnym dojmujący brak dobrych, oryginalnych historii, więc postanowiłam sobie, że przerzucę te stosy niemożliwie tanich woluminów i być może wyszukam sobie jakieś powiastki, których streszczenia z tyłu okładki jakoś mnie zainteresują.

I tak oto wybrałam 8 pozycji:



8 kompletnie nieznanych mi autorów i tytułów, pełen żywioł. Przyznam, że trochę to zwariowane, ale co w końcu, kurczę blade - ryzykuję co najwyżej lekkim znudzeniem, ktore w mig ugaszę inną lekturą, a być może odkryję coś naprawdę dobrego.

Przy okazji pomyślałam sobie, że choć powszechnie wiadomo, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, to jednak wielu próbuje zadać temu kłam, i jak wiele jest teraz takich biednych książek poupychanych gdzieś w tanich księgarniach lub zakurzonych, zapomnianych bibliotekach, które świat pomieścił, ale ludzkie serca i umysły już nie. To takie smutne.

Kochajcie, dziewczęta i chłopcy, książki. Kochajcie, do jasnej cholery.




Nie ukrywam, że pewną inspiracją do moich szalonych zakupów czytelniczych był sympatyczny artykuł w GW, do którego link był tak uprzejmy zaprezentować mi na Mordoksiędze kolega-bibliotekarz:
http://wyborcza.pl/1,75478,8963686,Czytanie_Reaktywacja_.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz