niedziela, 28 lutego 2010

Dorastanie i rozrastanie

Polubiłam tę dziewczynę.



Marks&Spencer... wiesz co, niedługo tam zamieszkam
Droga Bridget! Po raz pierwszy usłyszałam o Tobie mniej więcej wtedy, kiedy do Polski zawitało tłumaczenie Twojego pamiętnika, i jego ekranizacja z Renée Zellweger w roli głównej (nawiasem mówiąc, jej jedyna dobra rola jak dotąd, może sprawiła to magia Twojej osobowości?). 
Obejrzałam wtedy film, chyba nawet w kinie, i byłam zdegustowana. Och, jakaż ja byłam wtedy przekonana o mojej wyższości nad tą istotą, która jęczy, że nie ma faceta, opycha się słodyczami, upija w środku tygodnia i nosi wielkie gacie! Oświadczyłam wtedy dobitnie, że nie mam zamiaru czytać Twojego pamiętnika, ani oglądać drugiej części filmu, i w ogóle nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia.

Latka lecą, wskaźnik wagi też, i oto jestem w charity shop w północnym Dublinie, i kupuję obie części opowieści o miss Jones (50 centów sztuka). I pochłaniam je obie w dwa kolejne weekendy!

Teraz rozumiem dużo lepiej, dlaczego nagle znalazłaś się na ustach wszystkich. Problemy, z którymi borykałaś się na codzień, są bliskie wielu kobietom w dzisiejszych czasach, nie wyłączając mnie samej, odkąd spasłam się na irlandzkim wikcie i zbyt upodobałam sobie pochłanianie Czarnego Złota Irlandii. Wbrew moim wcześniejszym osądom, nie uważam, abyś była słabym człowiekiem ani idiotką. To prawda, że zachowujesz się trochę irracjonalnie, opychasz się czekoladą jak wariatka, kopcisz jak smok i nie kontrolujesz swojego pociągu do alkoholu, ale to wcale nie oznacza, że jesteś głupia, a wręcz przeciwnie - że masz rozum, jesteś wrażliwa i cierpisz po ludzku.

mam podobną, tylko różową

Dopiero teraz dostrzegłam, że masz również jeden wielki atut, którego nigdy nie posiądzie wiele obsesyjnie dbających o swój wygląd paniuś: odwagę, by być sobą, sięgać po to, do czego świat Ci odmawia prawa (np. lepszej pracy, najgorętszego faceta w mieście, a nawet dwóch), podnosić się po porażkach i brnąć w kolejny związek bez obawy, że znowu zostaniesz zraniona. Masz również wspaniałych przyjaciół, którzy nie krytykują Twojej diety i wyglądu, co świadczy o tym, że jesteś zdolna wyjrzeć poza czubek własnego nosa/nosków od butów - przyjaźń musi zaistnieć w wyniku obopólnych chęci i lekkiego odstępstwa od przekonania, że jest się chodzącym ideałem. Ty to po prostu rozumiesz, bo kochasz życie i ludzi Ci bliskich ponad jakiś chory matrix supermodelek, w którym węglowodany nie mają prawa istnieć (BTW, węglowodany są niezbędne do prawidłowej pracy mózgu, co by tłumaczyło, dlaczego jesteś mądrzejsza od nich, choćbyś nawet miała problem z powiedzeniem, gdzie leżą Niemcy bez pomocy atlasu).


Googlając Twoje imię, żeby powspominać i sprawdzić, co u Ciebie słychać, natrafiłam na taki oto artykulik:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-501296/Are-British-women-fat-unkempt-This-American-man-says-so.html
Koszmarny, niesprawiedliwy, obsmarowujący Cię na całego, tym bardziej bolesny, że w gazecie, którą, jak dobrze pamiętam, regularnie czytywałaś. Przyrównują Cię do Carrie Bradshaw, mówią, że się zapuszczasz i nie wydajesz dość kasy na spa. Bridget, poważnie, olej to. Carrie to dopiero jest kretynka, cały szmal przepuszcza na okropne i niezdrowe buty, które kocha bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek innego - wiesz, przypomina mi się Twoja teoria, że mężczyźni lokują tyle uczuć w futbolu, żeby unikać głębszych emocjonalnych związków z kobietami, więc Carrie robi mniej więcej to samo z butami - a mężczyzna jej życia to niedojrzały emocjonalnie snob, który jest nieustannie zmęczony głupotą swojej kobiety i nie akceptuje jej takiej, jaką jest. Jej kumpela, Miranda, to inna bajka, jest trochę jak Twoja Shazzer.
 
Wiesz, ja też mam swojego mr Darcy'ego... takie jak my zawsze wygrywają facetów z klasą :)

Tak czy siak, mam szczerą nadzieję, że dobrze Ci się układa z tym gorącym prawnikiem, udało Ci się zrzucić parę funtów, spełniłaś swoje marzenie o byciu wolnym strzelcem i piszesz artykuły na laptopie ze swojego nowego dodatkowego tarasu. Przepraszam, że nazwałam Cię (9 lat temu, ale jednak) idiotką i życzę Ci wszystkiego najlepszego. Myślę o Tobie często, kiedy przechodzę koło Debenhamsa lub widzę opakowanie Cadbury Milk Tray w sklepie (nie, żebym kupowała, chyba dlatego, że nie mam takich wspaniałych przyjaciółek, które mi je zaaplikują jak aspirynę w razie potrzeby). Napisz, co u Ciebie słychać, chętnie przeczytam.
Pozdrawiam serdecznie, Margaret

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz