I wesołe, i smutne.
Wesołe, bo pierwszy raz je obchodzę z "własnym" (może raczej powinnam napisać "posiadającym mnie") kotem.
Gryzia chyba coś wyczuła, po łaziła po nas pół nocy, mruczała i domagała
się michy. Dostała w prezencie: nowe, większe pudło od tatusia i
gotowaną pierś z kurczaka od mamusi. Chyba się ucieszyła, bo jakoś mało
mnie gryzie.
A smutne, bo dziś nad ranem odszedł do kociego nieba kot mojej cioci, Florek.
Floreczek od dawna miał spore kłopoty ze zdrowiem, ale nie ustawał w
walce z przeciwnościami losu (np. brakiem niektórych zębów i ślepotą).
Niestety, życie go w końcu pokonało. Jak to ujęła moja mama, w kocim
niebie czekają na niego jego utracone za młodu klejnoty rodowe i 72
dziewice. Niech wszystkie drzewa w raju będą Twoje, Florku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz