środa, 17 lutego 2010

Święto kota

I wesołe, i smutne.


Wesołe, bo pierwszy raz je obchodzę z "własnym" (może raczej powinnam napisać "posiadającym mnie") kotem.

Gryzia chyba coś wyczuła, po łaziła po nas pół nocy, mruczała i domagała się michy. Dostała w prezencie: nowe, większe pudło od tatusia i gotowaną pierś z kurczaka od mamusi. Chyba się ucieszyła, bo jakoś mało mnie gryzie.


A smutne, bo dziś nad ranem odszedł do kociego nieba kot mojej cioci, Florek.

Floreczek od dawna miał spore kłopoty ze zdrowiem, ale nie ustawał w walce z przeciwnościami losu (np. brakiem niektórych zębów i ślepotą). Niestety, życie go w końcu pokonało. Jak to ujęła moja mama, w kocim niebie czekają na niego jego utracone za młodu klejnoty rodowe i 72 dziewice. Niech wszystkie drzewa w raju będą Twoje, Florku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz