sobota, 22 marca 2008

Sierściuchy a świąteczny duch

Święta nie kojarzą mi się wcale z jedzeniem, sprzątaniem, kościołem, gotowaniem... Kojarzą mi się przede wszystkim z odganianiem sierściucha od stołu.

Moja pręgowana księżniczka ma bowiem słabość do tego mebla, nawet jeżeli nic na nim nie ma. Po prostu: wykłada się na samym środku niczym świąteczna pieczeń i jest piękna :)

Dramat zaczyna się już w sobotę, kiedy wjeżdża na stół tzw. "święconka". Nie wiem, co temu kotu odbija: chleba nie lubi, jajek nie lubi, kiełbasy nie lubi - ze wszystkich pokarmów w koszyku pasuje jej może tylko szynka. Ale jak koszyk wróci z kościoła, to trzeba mieć oczy naokoło głowy i najlepiej umieścić koszyk w miejscu trudno dostępnym dla kota (zupełnie niedostępnego nie ma), bo sierściuch nie ustaje w wysiłkach, żeby skubnąć tego, co pachnie pod serwetką - raz nawet, kiedy jeszcze nie byłyśmy z mamą świadome pobożnego łakomstwa futrzaka, zdarzyło jej się napocząć chleb!

Etap drugi - niedziela rano.

Stadium pierwsze to położenie białego obrusu i odciągnięcie Kici, która już opiera na nim łapki, żeby wskoczyć i się wyłożyć (no co? wy też lubicie czystą pościel, no nie?). Potem jest odwrócenie się do kredensu w celu wyjęcia serwisu obiadowego (piękny serwis na 12 osób made in Ćmielów), postawienie na stole stosu talerzy i zgonienie sierściucha, który już stoi na stole i szuka wzrokiem dogodnego punktu wystawowego. Kiedy rozłożę talerze, jest trochę lepiej - kot napotyka na przeszkodę na brzegu blatu w postaci talerzy i mija trochę czasu, zanim przebije się przez ten szaniec, tak więc mam parę chwil, żeby pójść do kuchni po sztućce. Kiedy wracam, kot już stoi na stole i szuka miejsca (między talerzami jest trochę trudniej, kot myśli nad tym z reguły dłużej i mam więcej czasu), więc zdejmuję ją znowu ze stołu i mogę kłaść sztućce. Przez ten czas kot ciągle siedzi na krześle i czeka na moją chwilę nieuwagi.

Potem zaczyna się wnoszenie pokarmów. Półmisek z szynką z reguły ląduje na końcu, bo wtedy jest już wystarczająco dużo gości, żeby przypilnować kicię. Problem polega na tym, że w moim domu na Wielkanoc pożera się nie tylko świnki, ale i rybki, które kotu bardziej niż pasują. Niestety, nie można kici podać w tym czasie posiłku, bo je ona śniadanie skoro świt (niedowiarków odsyłam do filmiku "Kot-budzik" youtube.com/watch?v=w0ffwDYo00Q) i nie będziemy cholery rozpieszczać lunchem.

Kiedy składamy sobie z rodzinką życzenia, kot z reguły trwa jeszcze przez chwilę na posterunku na krześle, ale w końcu kapituluje i idzie do swojego specjalnego koszyka na niższym stoliku, skąd może monitorować stół dla otwieraczy puszek i ewentualnie namierzyć jakieś wolne kolana, które zapewnią stanowisko bliżej stołu. 



Tak więc: kot doskonale wie, co to świąteczny duch. I chyba jako jedyny naprawdę cieszy się świętami, bo jest pozbawiony tych przykrych ciężarów w postaci zakupów, gotowania i sprzątania (choć uwielbia asystować w kuchni i cierpi, kiedy hałasuje odkurzacz). Nie poddaje się tez takim konformistycznym zabiegom jak czesanie, żeby być elegancką przy stole:


Ja w te święta postanowiłam wreszcie pokazać, że potrafię być szczęśliwa jak mój kot. Zrobiłam zakupy tylko tyle, żebyśmy nie pomarli z głodu, kiedy tesco będzie zamknięte, nie sprzątałam, nie mam zamiaru się elegancić, mam zamiar tylko leżeć i jeść, oczywiście w granicach rozsądku.

I wy też bądźcie jak koty. Czy naprawdę potrzebujecie sprzątania z odsuwaniem szaf i ton sałatki jarzynowej?

Tegoroczną Wielkanoc spędzam niestety z dala od mojej pręgowanej kuleczki i mamy. Życzę wam, żeby nigdy was to nie spotkało :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz