niedziela, 19 marca 2023

What year is it?

Akuku! 

Z życiem to tak czasem jest, że człowiek mrugnie i nagle mijają dwa lata od ostatniej notki na blogu. Winię za to media społecznościowe i typową dla ADHDowców potrzebę natychmiastowej nagrody: po co zbierać materiał i wysilać się na pisanie notki, skoro można wrzucać okruchy codzienności w formie obrazków na instagramowe/fejsbukowe relacje?

 

Niemniej, społecznościówki strasznie mnie ostatnio przebodźcowały (winię za to głównie rolki/reels), więc postanowiłam sobie na jakiś czas urwać i wrócić do czegoś bardziej statycznego. Trochę wiek, trochę ADHD, trochę może inne problemy ze zdrowiem psychicznym, ale zapragnęłam innej formy dzielenia się moją codziennością ze światem.

Przy okazji ukłon w stronę Agnieszki, która już dawno wymiksowała się z social media i wytrwale bloguje. Jesteś dla mnie inspiracją!

Przez ostatnie dwa lata miały miejsce dwa poważne wydarzenia.

1. Przekroczyłam czterdziestkę

Gdyby istniał wehikuł czasu, pierwszą rzeczą na mojej liście to-redo byłaby podróż do moich trzydziestych urodzin (niezapomniany weekend w Warszawie, pozdrawiam Prosiaczka i Marcina <3) i wymierzenie Margotce-z-przeszłości policzka w momencie, kiedy mówi, że "wiek to tylko liczba." Nikt mnie bowiem nie przygotował na to, że po czterdziestce zacznie przyspieszać atrofia WSZYSTKIEGO. Wyglądało to mniej więcej tak:

Tak, wiem, że i przed czterdziestką nie byłam okazem zdrowia, a na pewne rzeczy "pracuje się" latami. Tak, wiem, że "ale ty jeszcze jesteś młoda, jak dojedziesz do menopauzy to DOPIERO się zacznie." Tak, wiem, że poprawa tego wszystkiego (no, prawie) jest w moich rękach.

 


Ale to jest bardzo trudne! Na przykład: żeby poprawić mobilność i wytrzymałość, wciągnęłam się w bieganie i ukończyłam program Couch25k. Było to wspaniałe! Bardzo polubiłam bieganie, schudłam 10 kilo, przestałam polegać na kofeinie i gorących prysznicach, żeby funkcjonować w ciągu dnia, nawet zaczęłam lepiej tolerować zimno. Trwało to mniej więcej rok, a potem... Któregoś marcowego poranka wyszłam biegać, było bardzo zimno, nabawiłam się infekcji (i tak, byłam porządnie ubrana, ale żadne ubranie nie chroni przed skutkami szybkiego wdychania zimnego powietrza), jak z moimi infekcjami bywa, na pierwszy ogień poszło zatkanie zatok, a po paru dniach musiałam pilnie polecieć do Polski (o powodzie za chwilę), więc ciśnienie w samolocie zafundowało mi niemal całkowitą utratę słuchu w jednym uchu na kilka tygodni. Od tego czasu znowu boję się zimna i nawrotów infekcji, z resztą, właśnie walczę z kolejnym przewlekłym zapaleniem zatok - komplikacje po przeziębieniu, które ciągnęło się za mną niemal cały grudzień. Wróciłam więc do ćwiczeń w domu (głównie z Lucy Wyndham-Read na YT, polecam), ale jest to trochę nudne, od historii zatokowych często mi się kręci w głowie kiedy się pochylam lub kucam, na dodatek często nie mogę tego ogarnąć czasowo-logistycznie z różnych innych względów, których nie chce mi się nawet opisywać.

Nie bez znaczenia jest to, że moje ADHD z wiekiem robi się coraz bardziej dokuczliwe i zbudowanie jakiejkolwiek rutyny zrobiło się w zasadzie niemożliwe. Ciągnę coś miesiącami, potem wybija mnie z rytmu coś w stylu wyjazdu na wakacje i po ptakach, nie mogę już do tego wrócić i żadne starania mnie nie mogą wciągnąć na tę samą orbitę.

Wierzę, że jeszcze wrócę do aktywności fizycznej, ale to nie stanie się w pięć minut i będzie wymagało kreatywności (żeby znaleźć coś nowego, błyszczącego i stymulującego). Na szczęście idzie wiosna, dni są coraz dłuższe i wraca mi energia do Robienia Rzeczy (czego dowodem jest niniejsza notka).

2. Odeszło dwoje ważnych dla mnie ludzi

W czerwcu 2021 roku zmarła moja ciocia, siostra mamy. Chociaż nie byłyśmy już blisko odkąd ja wyjechałam do Irlandii, a ona do Niemiec, to jednak kiedyś mieszkałyśmy w jednym domu przez blisko 20 lat. Ciocia mnie czasem doglądała, kiedy byłam za mała, żeby się sobą zająć, a mama musiała gdzieś wybyć. Miała cięty język, wielkie poczucie humoru, jeszcze większe serce i kreatywną duszę. Niewątpliwie była ważną postacią mojego dzieciństwa, a odejście kogoś takiego jak nic innego krzyczy ci do ucha: memento mori!

W marcu 2022 natomiast odszedł mój ojciec. Jego odejście nastąpiło dość niespodziewanie, w dramatycznych okolicznościach (które sam sobie stworzył) i otworzyło puszkę Pandory, z której wyleciały wspomnienia (niekoniecznie moje) i fakty, bez których doskonale się obywałam. Chociaż pogodziłam się ze stratą i nawet trochę pocieszam tym, że jego udręczona dusza nareszcie zaznała spokoju, to jednak nadal jest to utrata rodzica - kamień milowy, za którym coraz bliżej do Ostateczności.

Ostatnie zdjęcie z tatą, czerwiec 2021. Wiem, że to brzmi jak duby smalone, ale miałam jakieś nieprzyjemne przeczucie, że możemy widzieć się po raz ostatni.

 
Tata w czasach świetności. Miał wspaniały głos i umiał "zagrać na każdej gitarze świata." To on zainspirował mnie do uprawiania muzyki. I studiów ścisłych, rzecz jasna.

W obu przypadkach miałam wątpliwą przyjemność uczestniczenia w organizacji katolickiego pogrzebu, więc potraktujcie to jako pierwszy i najważniejszy punkt mojego testamentu: absolutnie zakazuję grzebania mnie w obrządku katolickim. Grajcie death metal ("Triumph of death" Vadera najlepiej), opowiadajcie sobie dowcipy, zaproście mistrza ceremonii humanistycznej, jeśli koniecznie chcecie jakichś duchowych elementów - klechom wstęp wzbroniony. Jak w "Mówcy umarłych" Carda - po zakończeniu obecnego etapu egzystencji chcę zostać drzewem.

Z innych, pomniejszych wydarzeń:

  • Koniec z widmem powrotu do biura! Hurra! Firma, w które pracuję, przeszła restrukturyzację, wskutek czego moim domyślnym miejscem pracy jest dom. (przy okazji dostałam znaczną podwyżkę w ramach zrównania "widełek" i gotówkę za akcje przedsiębiorstwa - całkiem spoko obrót wydarzeń, póki co). Mogę się pojawiać w biurze i czasem to robię kiedy np. ktoś odchodzi z roboty i z tej okazji jest poczęstunek (już dawno oznajmiłam mojemu managerowi, że najlepsza metoda na zwabienie mnie do biura to darmowe żarcie i alkohol), ale nie muszę.

  • Po raz pierwszy od lat pojechaliśmy z Rumiankiem na porządne wakacje. Dziesięć dni w Salou (Costa Dorada; takie katalońskie Międzyzdroje, co było miłe oku i duszy), nawet zwiedziłam trochę Barcelonę i Tarragonę (w tej ostatniej się zakochałam). Podładowaliśmy baterie, napływaliśmy się i zjedliśmy/wypiliśmy dużo dobrych rzeczy. +100 szacunku dla Hiszpanii. Nawet postanowiłam się trochę poduczyć ich języka - co prawda w formie pisanej większość rozumiem, bo znam francuski, ale chciałabym też umieć mówić.
 


  • Wciągnęłam się w seriale koreańskie. Zawsze ceniłam filmy Park Chan-wooka (to ten od "Oldboya"), nawet mój pierwszy film anime był produkcji koreańskiej, ale bardziej ciągnęło mnie w stronę produkcji japońskich (nie, nie anime - te oglądam baaaardzo wybiórczo). Tymczasem tak z głupia frant wciągnęłam sobie "Business proposal" na odmóżdżenie i... dałam się ponieść Koreańskiej Fali! Świetne postaci, ciekawa fabuła, piękni ludzie - czego tu nie kochać? No dobra, wiem czego nie mogę pokochać - tego, że ciągle coś jedzą. Żegnaj, dieto! Moje ulubione (jak dotąd) tytuły: "Crash landing on you" (tak mnie zafrapowało, że teraz czytam książkę o Korei Północnej), "Vincenzo", "Do you like Brahms?" (młodzi muzycy... tyle triggerów!), "Strangers from hell", "Because this is my first life" (zawiera kota!), "Good manager", "Mad for each other", "Doctor Prisoner", "The Glory", "Hot stove league" (jeśli JA oglądam serial o profesjonalnym sporcie, to wiedz, że coś się dzieje!).

  • Powróciły koncerty! A wraz z nimi odrobina motywacji, żeby oddychać. Tak strasznie brakowało mi muzyki na żywo, a te wszystkie transmisje online to żaden zamiennik. Niestety, dostępność rozrywki po pandemii zmalała okropnie (kilka koncertów nawet się odwołało, m.in Candlemass i Moonspell), ale i tak udało nam się zobaczyć: Magnum (bilety kupiłam jakoś z 2 tygodnie przed pierwszym lockdownem), Europe+Foreigner+Whitesnake ("Final countdown" było moim pierwszym headbangerem, jeszcze w przedszkolu, więc usłyszeć to na żywo... tego wzruszenia nie da się opisać), Eluveitie+Dark Tranquility+Amorphis i wczoraj - Carcass!

Bill & Jeff nadal w formie. Nadal nie rozumiem, co Jeff mówi, justLiverpoolThings

  • Kupiłam sobie suszarkę bębnową. Wiem, że to mało eko, ale życie z pleśnią też nie jest dobre dla ludzi, a w irlandzkim klimacie (i żałosnych technologiach grzewczych) prędzej czy później tak się kończy suszenie prania w domu (wystawić na balkon? kiedy pada non stop przez 3 dni? hahahahahaha).
  • Wreszcie zwiedziłam Berlin zamiast przejeżdżać w drodze do i z lotniska. Jakiś czas temu rozważałam przeprowadzkę do DE - mieszkanie na kontynencie jednak ma wiele zalet - ale po tym weekendzie utwierdziłam się w przekonaniu, że ja i Niemcy mamy mały stopień kompatybilności. Niemniej, miło było! Berlin jest całkiem spoko do odwiedzin raz na jakiś czas i zamierzam pojechać jeszcze raz w cieplejszej porze roku.


Poza tym normalnie życie: praca w tej samej firmie, te same bary co weekend (bo tylko dwa grają muzykę dla mnie), ten sam Rumianek, ten sam najpiękniejszy koteczek. Doceniam to, co mam i w chwilach przygnębienia powtarzam sobie jak mantrę: "Jest OK. Masz co jeść, masz gdzie spać, ktoś cię kocha. Jest OK."

 

Home sweet home. Postępy w wystroju wnętrz to temat na osobną notkę!

 

2 komentarze :

  1. Super, że napisałaś! I dzięki za dobre słowo, bardzo miło mi to przeczytać :-) acz co do mojej wytrwałości, no cóż, wytrwałość może i jest, ale brakuje regularności, niestety.

    Co do biegania - współczuję infekcji. To jest zawsze bardzo niefajne, kiedy kontuzja/choroba zmusza do zaprzestania regularnej aktywności, bo powroty są z definicji niełatwe i frustrujące.

    W Berlinie byłam ostatnio w roku 2001, pewnie musiałabym się znowu kiedyś wybrać.

    Z książek o Korei Płn. polecam bardzo "Za mroczną rzeką. Jak przetrwałem reżim Korei Północnej" M. Ishikawa - a o Korei Płd. "Przesłonięty uśmiech" A. Sawińskiej.
    Uściski!
    PS Plakat z Futuramy rządzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, plakat kupiony do biura, żeby był odpowiedni klimacik do pracy, wylądował w salonie, bo pasował mi do motywu przewodniego wystroju, a teraz z salonu również pracuję, więc nadal służy jako przypominajka :D Dzięki za polecanki! Aktualnie czytam "Tajemnice Korei Północnej" D. Tudor & J. Pearson - Kapuściński toto nie jest, ale dużo rzetelnie opracowanych informacji. Pozdrawiam!

      Usuń