Ogłoszenia różne
W związku z furorą, jaką zrobiła moja piżamka z Marks&Spencer, którązaprezentowałam w poprzedniej notce, pochwalę się jeszcze jednym nocnym wdziankiem, które posiadam na stanie. Pani Hiacynta Żakiet-Bukiet pękłaby z zazdrości!
Jeszcze raz nawiązując do mojej poprzedniej notki, a konkretnie tego, jak laptop przeżył zalanie. Otóż okazało się, że klawiatura się klei jak dzika i zachowuje trochę nieobliczalnie (np. samodzielnie pisze dużo znaków -, co wyglądało jak matrix w Trzecim Świecie), więc wymieniłam klawiaturkę na nową.
Przy okazji dodam, że przyjście tej przesyłki wywołało niemałe poruszenie w biurze, zwłaszcza, kiedy wszyscy dookoła skonstatowali, że to nie jest jakaś wewnętrzna klawiaturka na USB, tylko taka prawdziwa część.
Siergiei: I kto Ci tę klawiaturę zamontuje?
Ja: Nikt. Sama to zrobię.
Siergiei (patrząc na mnie pobłażliwie): No coż, mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
Ja (patrząc jeszcze pobłażliwiej): Wiesz, Siergiei, laptopy są teraz tak prosto składane, że nawet kobieta może wymienić części.
Co za koleś. Chyba coś musi się kryć za tym, że pracuję w firmie produkującej software, a nie w warzywniaku, nie?
Właściwie pochwaliłam się już na Mordoksiędze, ale chętnie napiszę coś więcej.
W środę wieczorem wprowadziła się do mnie nowa współlokatorka.
Kryje się za tym historia cokolwiek dziwaczna.
Moja Francuzeczka z pracy znalazła ją na ulicy. Kicia zabłąkała się (przypuszczalnie przestraszona hałasem z ulicy) i schroniła w bramie osiedla. Jako, że przymrozki są u nas już całkiem dokuczliwe (pewnie nie to, co w takich Suwałkach, ale w skali irlandzkiej daje w kość), koleżanka wzięła ją do siebie. Niestety, nie może jej z różnych powodów zatrzymać. Kicia więc wylądowała u nas. Na razie na parę dni, na próbę. Najwyraźniej jest wysoce udomowiona, bo umie korzystać z kuwety i boi się świata na zewnątrz, ergo może gdzieś tam są ludzie, którzy za nią tęsknią.
Tak więc, na razie kicia mieszka sobie z nami, a my szukamy właścicieli. Kicia ma już swoje miski, kuwetę, ulubione miejsca w domu i oczywiście kilka sznurków/kulek papieru/wstążek do zabawy.
Zapomniałam już, jak to jest mieć kota w domu i mówiąc szczerze, jestem lekko przerażona. Odpowiedzialność jest niemała, ale jaka radość :) Jak to powiedział Woody Allen:
Nie mam pojęcia, co robię, ale to nie powstrzyma mnie od włączania się w to przedsięwzięcie z wielkim entuzjazmem.
Miłego weekendu, drodzy parafianie!
Ogłoszenie nr 1
W związku z furorą, jaką zrobiła moja piżamka z Marks&Spencer, którązaprezentowałam w poprzedniej notce, pochwalę się jeszcze jednym nocnym wdziankiem, które posiadam na stanie. Pani Hiacynta Żakiet-Bukiet pękłaby z zazdrości!
Ogłoszenie nr 2
Jeszcze raz nawiązując do mojej poprzedniej notki, a konkretnie tego, jak laptop przeżył zalanie. Otóż okazało się, że klawiatura się klei jak dzika i zachowuje trochę nieobliczalnie (np. samodzielnie pisze dużo znaków -, co wyglądało jak matrix w Trzecim Świecie), więc wymieniłam klawiaturkę na nową.
Przy okazji dodam, że przyjście tej przesyłki wywołało niemałe poruszenie w biurze, zwłaszcza, kiedy wszyscy dookoła skonstatowali, że to nie jest jakaś wewnętrzna klawiaturka na USB, tylko taka prawdziwa część.
Siergiei: I kto Ci tę klawiaturę zamontuje?
Ja: Nikt. Sama to zrobię.
Siergiei (patrząc na mnie pobłażliwie): No coż, mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
Ja (patrząc jeszcze pobłażliwiej): Wiesz, Siergiei, laptopy są teraz tak prosto składane, że nawet kobieta może wymienić części.
Co za koleś. Chyba coś musi się kryć za tym, że pracuję w firmie produkującej software, a nie w warzywniaku, nie?
Ogłoszenie nr 3
Właściwie pochwaliłam się już na Mordoksiędze, ale chętnie napiszę coś więcej.
W środę wieczorem wprowadziła się do mnie nowa współlokatorka.
Kryje się za tym historia cokolwiek dziwaczna.
Moja Francuzeczka z pracy znalazła ją na ulicy. Kicia zabłąkała się (przypuszczalnie przestraszona hałasem z ulicy) i schroniła w bramie osiedla. Jako, że przymrozki są u nas już całkiem dokuczliwe (pewnie nie to, co w takich Suwałkach, ale w skali irlandzkiej daje w kość), koleżanka wzięła ją do siebie. Niestety, nie może jej z różnych powodów zatrzymać. Kicia więc wylądowała u nas. Na razie na parę dni, na próbę. Najwyraźniej jest wysoce udomowiona, bo umie korzystać z kuwety i boi się świata na zewnątrz, ergo może gdzieś tam są ludzie, którzy za nią tęsknią.
Tak więc, na razie kicia mieszka sobie z nami, a my szukamy właścicieli. Kicia ma już swoje miski, kuwetę, ulubione miejsca w domu i oczywiście kilka sznurków/kulek papieru/wstążek do zabawy.
Zapomniałam już, jak to jest mieć kota w domu i mówiąc szczerze, jestem lekko przerażona. Odpowiedzialność jest niemała, ale jaka radość :) Jak to powiedział Woody Allen:
Nie mam pojęcia, co robię, ale to nie powstrzyma mnie od włączania się w to przedsięwzięcie z wielkim entuzjazmem.
Miłego weekendu, drodzy parafianie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz