sobota, 10 października 2009

Trochę wstyd się przyznać

Nieocenionym źródłem inspiracji dla dzisiejszej notki jest blog "Jak żyć" i ich notka "Dziesięć grup społecznych, do których trochę wstyd należeć". Dziękuję z głębi serca naszym narodowym ekspertom od stajla.
Zapewne każdy, kto zna mnie choć trochę (wirtualnie lub realnie), uważa mnie za tzw.elitist bitch, czyli, mówiąc po naszemu, totalnego snoba. Właściwie to macie rację. Nie jaram się rzeczami nastawionymi na masowy odbiór, nie lubię hollywoodzkich superprodukcji, muzyki pop, większości współczesnej mody, telewizji, książek, które wszyscy czytają itp. Nic na to nie poradzę, że nie lubię. Możecie mi wciskać, że to ma być rozrywka, a ja wam na to, jak rasowy snob, walnę cytatem: "Każdy człowiek jest inny. Rozrywka dla wszystkich nie istnieje." - Takashi Miike. Nie i już.
Ale są pewne rzeczy, które są uważane za obciachowe, ale ja je uwielbiam, i w drugą stronę - rzeczy, które są uważane za wytwory wysokich lotów, a ja się nie mogę do nich przekonać. Czas na moją ostateczną (a może i nie, bo tylko krowa nie zmienia poglądów) listę-listę.


Rzeczy, które mi się podobają, choć trochę wstyd je lubić



1. Komedie romantyczne
...potocznie nazywane "babskimi filmami". Nie ma dla mnie lepszej rozrywki niż stuminutowy odmóżdżacz z happyendem, oscylujący wokół tutejszej idiotki z miejscowym kretynem. Jednakże, moje zamiłowanie idzie dalej, bo czytuję czasem tego typu książki i oglądam seriale. Ostatnio zaliczyłam "Szminkę w wielkim mieście" ("Lipstick Jungle") - najpierw przez kilka wieczorów czytałam książkę, bo była super i nie mogłam się oderwać (w efekcie czego nie dosypiałam przez kilka dni i w pracy byłam nieżywa, poświęcenie na miarę wielkiej sztuki), a potem spędziłam calutki weekend na ściąganiu i oglądaniuwszystkich odcinków serialu. Nie żałuję nawet jednej minuty na tym spędzonej, chociaż w ostatecznym rozrachunku uważam, że serial nie jest rewelacyjny.
Mój top w tej kategorii:
- "Seks w wielkim mieście" (serial i książka, film trochę mniej)
- "Diabeł ubiera się u Prady" (i książka, i film, choć są bardzo różne)
- "Wyznania zakupoholiczki"
- "Wyznania gejszy" (chociaż zjechałam ten film po stokroć za błędy merytoryczne, widziałam parę razy)
- powieści Grocholi i filmy na ich motywach
- "Ślubne wojny"
- "He's just not that into you"
- "S@motność w sieci" (i książka, i film - kto nie jest uzależniony od internetu, ten nie zrozumie)
Trudno mi wytłumaczyć ten niewyczerpany pociąg do "babskiej" rozrywki. Ma to chyba coś wspólnego z ciuchami, butami i całym tym szajsem, który teoretycznie nie jest nikomu do niczego potrzebny, ale w praktyce nadaje życiu smak.



2. Internetowi klauni i prostaki
Kiedy byłam młodsza i, paradoksalnie, poważniejsza i jeszcze bardziej snobistycznie nastawiona do życia, nie cierpiałam programu "Śmiechu warte", a chamstwo mnie bulwersowało. Kto by pomyślał, że wyrosnę na wielką fankę Remi Gaillarda, dwóch młodych Chińczyków śpiewających z playbacku, DziwnychTabletek i tym podobnych.




Podobnie rzecz ma się z memami, lolcatami itp. Z jakiegoś powodu nudzą mnie te wszystkie komiksy na PP, choć teoretycznie są takie błyskotliwe i oryginalnie narysowane, ale płaczę ze śmiechu na widok analfabetycznych sierściuchów, xzibita itp. Z tego też powodu jestem regularnym gościem na stronach "cheezburger network" i 4chanie, a na PP bywam raz w tygodniu (sorry :D).


Kilka stronic dla miłośników niewyszukanego humoru, które lubię odwiedzać:
dziwnetabletki.com
jakzyc.wordpress.com
nimportequi.com
4chan.org


3. Niektóre utwory muzyki pop
Generalnie nie ma ich zbyt wiele i większość jest dość stara (przynajmniej w skali MTV), ale mimo wszystko, lekki to obciach dla undergroundowo obutej Margot.
- Modjo - "Lady" (obczajcie linię basu, no!)
- Lady Gaga - "Poker face" (chyba za dużo bywania w klubach, wwiercilo mi się toto w podświadomość)
- Britney Spears - "Toxic" (nie potrafię tego wyjaśnić)
- Goya - "Tylko mnie kochaj"
- Wamdue Project - "King of my castle" (btw, kiedy ta piosenka była na topie, jeszcze nie wiedziałam z jakiego filmu powstał teledysk i uważałam tego wykonawcę za coś b. cool, bo takie video, wooow; pociąć kultowy film i wsadzić do teledysku, co za tani chwyt!)



4. Film "Żołnierze kosmosu"
Co prawda są ludzie którzy uważają to dzieło za film "cienki, koślawy i głupi, że aż zęby bolą", ale ja tak nie uważam. Ciekawe, czy te same osoby, które tym filmem gardzą, nie mają jakichś swoich ulubionych komercyjnych tytułów, których wartości artystycznych bronią argumentem, że "to przecież kino rozrywkowe, nie ma być wybitne, jak śmiesz mieć oczekiwania"? Nevermind. Nie czytałam Heinleina i chyba nie mam ochoty nadrabiać tej jakże dotkliwej luki. Podobno kostiumy i scenografia są zerżnięte z jakiejś tam gry, ale tego też nie wiem, bo nie gram w gry (jak to ze snobami bywa). Po prostu podobają mi się efekty, scenografia, gra aktorów, no i ogólnie klimat filmu: satyra na militaryzację i propagandę, wydźwięk historii, że "nie matura, lecz chęć szczera" itp.





Come on, do you want to live forever? :D

5. Serial "Wiedźmin"
Wielokrotnie to już powtarzałam, ale dla bezpieczeństwa powtórzę jeszcze raz: nie znoszę Sapkowskiego. Przez "Wiedźmina" nie udało mi się przebrnąć, przeczytałam chyba jedno opowiadanie, żeby dać mu szansę, ale powieść - zapomnij.
Tak więc, stoję w absolutnej, totalnej opozycji do fanów sagi o Geralcie, bo o ile adaptację filmową oni totalnie zjechali, ja znalazłam ją przyjemną. Może nie film, bo powstał on z pociętego serialu i jest bardzo powierzchowny i niezbyt spójny, ale serial jest naprawdę fajny. Podobało mi się aktorstwo (dobrych aktorów mamy w Polsce, naprawdę, Kozłowski i Żebrowski wymiatają), muzyka Ciechowskiego, plenery, no i sama historia też bardzo ciekawa, nie przeczę. Dzięki serialowi mogłam ją przyswoić bez konieczności obcowania z "błyskotliwym" stylem Andrzeja S., za co twórcom serialu niech będą dzięki.



Acha, a co do gry, to się oczywiście nie wypowiem, bo, jak już mówiłam, nie gram w gry i już raczej nie będę. Chyba, że...

6. Pasjanse, mahjong, kulki i tetris. I saper.
Podobno żaden szanujący się mężczyzna pozostający w związku z kobietą bez komputera nie zainstaluje tego u siebie na PC, bo inaczej jego towarzyszka już nigdy go nie dopuści. Do PC oczywiście :D
Lubię te gierki i potrafię się do nich przyssać na długi czas. Powód jest prosty: przez cały dzień używam swojego mózgu do wzniosłych i abstrakcyjnych celów, więc po godzinach nie mogę się frustrować jakimiś gierkami, gdzie jest tyle skrótów klawiszowych, że nigdy nie mogę zapamiętać, czym się strzela, czym się idzie, a czym się podciera. Może nie mam ambicji, a może jestem na to po prostu za głupia, ale - i tu znowu się odwołam do piewców argumentów, że "to tylko rozrywka" - wy już wiecie, co.


7. Quizy na facebooku
Jak już pisałam w punkcie powyżej, gierki mnie frustrują, ale coś, co dostarcza zabawy i wymaga zaledwie odrobiny klikania i myślenia to coś, to zmęczęni financial engineers lubią najbardziej.
Dzięki quizom na facebooku dowiedziałam się, że:
- jestem podobna do Natalie Portman
- ubieram się jak Rihanna
- gdybym była czarnym charakterem w filmie, byłabym Don Vito Corleone (oferta nie do odrzucenia, zaiste)
- noszę w sobie tragedię (cokolwiek to znaczy)
- mój prawdziwy wiek to 33 lata
- jestem gejem-metalowcem
- znam się w 100% na mężczyznach i zaledwie w 70% na kobietach
- John Grisham mógłby napisać o mnie książkę
Mordoksięga prawdę ci powie.

Miałam dodać do tej listy jeszcze Michaela Jacksona, ale biedakowi się zmarło i słuchać go to już nie obciach, tylko dobry gust. Oh well, któż mógł przewidzieć. Niechcący nabyłam punktów do lansu.

Rzeczy, których trochę wstyd nie lubić, ale ja jednak za nimi nie przepadam

1. Muzyka "poważna"
Nazwijcie mnie bluźniercą, ale żywię przekonanie, że większość cholerstwa granego w filharmoniach ma status górnolotnego tylko i wyłącznie dlatego, że jest stare. Nie potrafię zrozumieć, co ludzkość widzi w klasykach wiedeńskich - dla mnie to nudne, monotonne plumkanie bez wyrazu, wszystkie utwory brzmią podobnie. Zdecydowanie bardziej wolę dobry jazz lub rocka - nomen omen, często granego przez instrumentalistów, których poziom porozstawiałby po kątach wszystkich filharmoników. Muzyka poważna to przede wszystkim nie twórczość, a odtwórstwo i nieprawdziwa ekspresja. 
No, to pojechałam.
Ale to nie jest tak, że nie lubię jej zupełnie. Tak, jak jest parę piosenek z MTV, które jakimś cudem przypadły mi do gustu, tak mam również swoich kompozytorów, których chętnie słucham, kiedy mam dobry nastrój, mianowicie Chopina i Gershwina.
Lubię też klasyczną muzykę gitarową, ale tego się w filharmoniach nie grywa. I dobrze.

A to urywek z płyty, dzięki której polubiłam Chopina: "Novi sing Chopin"



2. Filmy "Czas apokalipsy" i "2001: odyseja kosmiczna"



Wstyd przyznać, ale te 2 filmy mnie tak zanudziły, że prawie zasnęłam, więc żeby nie zasnąć, wierciłam się jak dziecię z ADHD i pauzowałam kilka razy, żeby zrobić pranie, ugotować obiad, pogapić się w lustro czy nawet pouczyć się algebry.
Jest więcej filmów, które nie podobały mi się mimo światowego uznania, ale te 2 wspominam jako szczególne usypiacze i rozczarowanie. Wiem, że zgroza, że klasyka kina, no ale nie mogę




3. Najbardziej znane atrakcje turystyczne Paryża
Strach przyznać, ale mimo, iż Paryż szalenie mi się podoba, to główne powody, dla których zjeżdżają się tam miliony turystów, dla mnie są totalnie bezsensowne.
Notre Dame - czy naprawdę oglądanie kolejnego kościoła jest takie fascynujące? Zwłaszcza, jak pomyślę o tych wszystkich biedakach, którzy zginęli przy jego budowie, bo w tamtych czasach nikt nie myślał o BHP, a już na pewno nie kler.
Dzielnica Łacińska (no dobra, nie zwiedziłam jej zbyt dokładnie) - sorry, ale wszystkie ulice Paryża właściwego (czyli, z grubsza biorąc, granice zasięgu metra) są ładne, ciekawe architektonicznie i pełne klimatycznych kafejek.
Pere Lachaise - jest duży i spoczywa na nim wielu sławnych ludzi, ale miejcie świadomość, że od ich grobów nie promieniuje natchnienie. Robienie sobie fotki z grobem Jima Morissona NIE jest cool, bo to po prostu guzik znaczy.
Champs Elysee - rzeka samochodów i kawałek rachitycznego parku z niemiłosiernie kurzącymi się alejkami. Wow.
Wieża Eiffla jest fajna, nie przeczę.
W ogólnym rozrachunku jednak, Paryż jest super i każdemu polecam tam się wybrać. Ale zamiast miejsc, gdzie wali cała stonka, lepiej wybrać się do ogrodu botanicznego, muzeum gobelinów, 13. dzielnicy (nie, nie tej z filmu, tylko tej prawdziwej :D), la Defense, na plac Vendome itp. No i dokładnie pooglądać sobie dworce i stacje metra, są naprawdę niesamowite. Kto widział "Amelię", ten wie.



4. Tradycyjne malarstwo
Właściwie z tego samego powodu co muzyka poważna. Nuda. Wolę dobre fotografie i sztukę współczesną.




5. Zespół Metallica
Nie kumam fenomenu popularności tego zespołu. Nie są jakoś istotnie lepsi od ponad połowy zespołów rockowych na tym świecie (włączając kapele garażowe), ich wokalista jest cienki, a zagrania z Napsterem i skopiowaniem coveru "Whiskey in the jar" od Thin Lizzy były poniżej pasa.



To by było na tyle. Jak na razie, nie przypomina mi się nic więcej.
Czas na podsumowanie.

Ktoś mógłby powiedzieć: no dobra, może więc pora przestać się martwić, co jest obciachem, a co jest ąę i po prostu akceptować wszystko. OK, może w przypadku filmów i muzyki to by mogło zadziałać, bo de gustibus non est disputandum, bo zawsze można znaleźć jakieś plusy i minusy itp. Ale mimo wszystko, nie zgadzam się. Po pierwsze, wiele rzeczy straciłoby na uroku lub wręcz sensie istnienia, gdyby status obciachu został zniesiony, np. film pt. "Bruno" (przyznaję, widziałam, nawet mnie śmieszył, ale generalnie jako zjawisko kulturowe ani mnie ziębi, ani grzeje). Po drugie, wcale nie czuję się dumna z tego, że wsiąkam w kulki i inne tetrisy, bo mogłabym w tym czasie pouczyć się francuskiego lub poczytać książkę, która mnie jakoś wzbogaci. Po trzecie, jak zatrzemy granicę między dobrym a złym smakiem, to to będzie nasz (w domyśle: snobów) koniec. Snoby stracą sens istnienia z całą pewnością.

Nawiasem mówiąc, wtłoczenie tego całego chłamu, który wszak lubię, w jedno miejsce (co pociągało za sobą odsłuchanie wszystkiego na youtube i oglądanie obrazków) zlasowało mi mózg, w związku z czym mam zamiar spędzić resztę popołudnia na czytaniu Woody Allena, który jest idealnie pośrodku między ąę i obciachem. On sam z resztą deklaruje, że lubi baseball i jest prostym facetem, a jednocześnie jedzie po Hollywood jak po burej suce w pięknym stylu.

I osiągnięcia takiego stanu sobie i wam życzę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz