piątek, 25 września 2009

Poznajmy pana Artura

Ma już 250 lat, ale ciągle zwala z nóg.

24 września 1759 roku rodzina Guinness wystartowała z biznesem. 24 września 2009 cały Dublin postanowił się z tej okazji narąbać Guinnessem.
Wymyślono sobie, żeby wnieść toast za starego Artura o godz. 17:59, ale ja, jako kwalifikowany niewolnik, nie zdążyłam. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Troszeczkę po 18:00 udałyśmy się z moją ulubioną Francuzeczką do lokalu zwanego James Toner (albo po prostu Toner's). 
głos z offu: niewątpliwie największym atutem mojej pracy jest lokalizacja - dwa kroki od najfajniejszych i najstarszych pubów w Dublinie

Organizacja pubu na okoliczność najazdu pijarów była znakomita. Barmani po prostu ciągle nalewali pinty (dla niekumatych: nalanie guinnessa zajmuje sporo czasu, więcej niż nalanie zwykłego piwa), więc mówiło się, ile się chce, a szklaneczki lądowały przed nosem. Te dwie ślicznotki czekały na mnie i Muriel:

Jak widać na załączonym obrazku, barman ruszał się bardzo żwawo, skutkiem czego się rozmazał. Nie, nie wypiliście za dużo (chyba).


Jak co weekend w porządnym irlandzkim pubie, w środku ledwo starczało miejsca, żeby zamówić swoją porcję czarnego złota, a w celu konsumpcji trzeba było udać się na zewnątrz. Jakby nie było, trochę gorącego latynoskiego ducha w zimnym, pochmurnym kraju jest zawsze w cenie. Zwłaszcza, że dzień był wyjątkowo ładny (czytaj: nie padało i nie wiało).



Nasza firma (a konkretnie ta jej część, która lubi pić) zawłaszczyła sobie kawałek gruntu pod sklepem naprzeciwko i piła za zdrowie starego, poczciwego Artura do późnej nocy.


Niestety, tutaj kończy się obrazkowa część wspomnień, bo nie było mi potem w głowie fotografowanie. Ale pracuję nad odzyskaniem reszty wspomnień z cudzych aparatów ;)

I pamiętaj: nie uczciłeś Artura należycie, jeżeli nazajutrz byłeś w stanie siedzieć przy biurku bez trzymanki!
Slainte!



dla niezorientowanych - inspiracja dla tytułu pochodzi stąd:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz