niedziela, 25 maja 2008

Nie tylko "M jak Dupa"

W świecie seriali nawet taki snob jak ja znajdzie coś dla siebie.

Nie Ming, nie Tang, ale też wielka



Ech, czy naprawdę muszę się rozwodzić nad tym, jak wielki wpływ miał ten serial na życie milionów Polaków? Że nikt nie pamięta, że Cristal to Linda Evans, że nikt tu nie lubił Joan Collins? "Dynastię" kochaliśmy wszyscy, wszyscy oglądaliśmy i - w przeciwieństwie do "Mody na sukces" - szanować można do dziś, bo kiedyś się ten serial wreszcie skończył. Amen.


Dziń dybry!
Legenda mojego dzieciństwa, klasyka lat 80. - "Allo, allo"! Pamiętam wtorkowe wieczory po kursach angielskiego w Pałacu Młodzieży, kiedy się szło na herbatę do znajomych, bo mieszkali bliżej, żeby obejrzeć kolejny odcinek. Oczywiście znajomi również byli gorącymi wielbicielami tego serialu i witaliśmy się nie inaczej jak przy pomocy sławnego "dziń dybry"



Dziś robię sentymentalną wycieczkę w przeszłość i znowu oglądam to wiekopomne dzieło w domowym zaciszu. Tyle, że teraz lepiej rozumiem różne seks-żarciki, polityczne podteksty i bawię się jeszcze lepiej. Kiełbasy w naszej lodówce zyskały tytuł gestapowskich, ja sama jestem "Gosią z wielkim cycem".
Acha, i zgadnijcie, jak się witam z koleżanką-Polką w biurze? :D

Drryń, drryń! -"O, to musi być ktoś ważny!"


Pani Hiacynta Żakiet-Bukiet, ekspert w dziedzinie etykiety, posiadaczka wyszukanego smaku i drogiej porcelany, organizatorka tych jakże słynnych kolacji przy świecach! Kiedyś królowała w regionalnej telewizji, jakiś czas temu serial "Co ludzie powiedzą?" ("Keeping up appearances") wypuścił jakiś teletygodnik na DVD. Moja mamusia zebrała wszystkie odcinki i to był kolejny cios w i tak wątpliwą pozycję powagi w moim domu. Nie można dziś spokojnie usiąść przy stole, żeby nie usłyszeć "Elżbieto, nie tutaj, to moje miejsce, tylko nie potłucz mojej ręcznie malowanej porcelany", a powiedzenie "kolacja przy świecach" rozwala uroczysty nastrój w diabły.

Jeszcze nie "M jak dupa", ale blisko

Było takie lato... Lato 2000. Właśnie zdałam maturę na to cholerne 6.0. Dostałam się na studia do Torunia. Byłam tak zmęczona stresem, niepewna o przyszłość, wkurzona upałem, że popadłam w lekki dołek i nie ruszałam się z domu. Moim zajęciem było spanie, chlanie hektolitrów coca-coli z lodem i oglądanie dwóch seriali z Ameryki Łacińskiej: "Zbuntowany anioł" i "Fiorella". 

Nie chce mi się nawet rozwodzić nad tym, o czym traktowały te seriale, bo fabuła była i tak zmienna jak kobieta i banalna jak irlandzkie przedmieścia. Przeszłam za to jakiś podprogowy kurs hiszpańskiego, bo nabrałam denerwującego zwyczaju używania takich wyrażeń jak "bueno", "esta bien", "vamonos" i tym podobnych. Moje dwie młodsze (dużo młodsze) siostry również oglądały te seriale, jedna z nich nawet uczyła się jakiś czas później hiszpańskiego. Właśnie tym dwóm serialom zawdzięcza - krótkie bo krótkie, ale jednak - zainteresowanie językiem Cervantesa.




- Jesteś najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie, Becker.
- Co nie oznacza, że nie mam racji.




John Becker, znany z serialu "Jak pan może, panie doktorze?" (dużo ciekawszy tytuł niż oryginalny "Becker"), to bez wątpienia jedna z moich naj, naj, najulubieńszych postaci z seriali. W głębi duszy inteligentny, wrażliwy i dobry, ale na zewnątrz - straszna menda. Wiecznie narzekał, wiecznie się sprzeczał, a złośliwy był bardziej niż los, który stawiał go w różnych niezręcznych sytuacjach. Jak łatwo się domyślić, z powodu swojej niewyparzonej gęby miał ciągle problem z władzami, z kobietami, z pacjentami (tak, on był lekarzem, i to świetnym). Tak sobie myślę, że ten facet mi kogoś żywo przypomina...

Manolo Blahnik, przygodny seks i Woody Allen

Może jednak nie jestem facetem? Bo uwielbiam ten serial gorąco. "Sex and the city", czyli "Seks w wielkim mieście" pięknie wpasował się w moje zapotrzebowania rozrywkowe w kilku momentach mojego życia: pierwszy raz w ramach "Babskich wieczorów" z TVP2, kiedy po prostu chciałam się pośmiać (parę odcinków). Potem, żeby zabić czas (pewne wakacje i pierwszy sezon na VCD). Trzeci raz - żeby poczuć powiew wielkiego świata (wszystkie odcinki jak leci).



Lubię ten serial, bo widzę w nim sporo odniesień do Woody Allena (wszyscy wiedzą, jak go kocham i wielbię, więc dajmy sobie spokój z wyjaśnieniami), a poza tym - laski, tak szczerze: nie chciałybyście mieć takich ciuchów i butów, chociaż raz na jakiś czas?

Niedługo wersja kinowa zawita do Irolandu, nie mogę się doczekać! :)

Jest jeszcze parę seriali, które mi się spodobały i do których chciałabym kiedyś wrócić: "Przystanek Alaska", "M.A.S.H.", "Jaś Fasola", "Twin Peaks", o "Monty Python Flying Circus" nawet nie wspomnę, bo ten serial ma w moim domu specjalny ołtarzyk i jest traktowany z nabożną czcią.
Jedno jest pewne: nowe seriale już mnie tak nie ruszają. Żadne Losty, Battlestar Galactica czy Gotowe na wszystko - nie, nie, nie! Może dlatego, że erę telewizyjną mam już za sobą, a serial, na który kiedyś czekało się cały tydzień z niecierpliwością, jest teraz łatwo dostępny o każdej dogodnej dla mnie porze? Trudno jest przypisywać wartość sentymentalną czemuś, co jest dla mnie zbyt łatwo dostępne.

Chociaż, wyjątkiem jest "Boso przez świat" Cejrowskiego, który polecam wszystkim gorąco. Bardzo przyjemna podróż w nieznane bez wstawania z kanapy po męczącym dniu pracy - cymes!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz